Coraz więcej samorządów w trudnej sytuacji finansowej stara się o pożyczkę w parabanku. Ten, w przeciwieństwie do banku, nie bada ich kondycji. Problem w tym, że to drogie źródło finansowania.
400 proc. rocznie
– Ile gmin pożycza w parabankach, tego chyba nie wie nikt – mówi Marzena Machałek, poseł PiS. – Wiem o 70 gminach zadłużonych tylko w jednym z nich. To niepokoi, głównie ze względu na wysokie koszty takiego zadłużenia – mówi poseł Machałek.
Z usług takiej instytucji skorzystał w 2010 r. Przemków w woj. dolnośląskim. Pożyczka pozwoliła dokończyć inwestycję.
– Pieniądz faktycznie był droższy, ale pomimo pozytywnej opinii regionalnej izby obrachunkowej żaden bank nie chciał udzielić nam kredytu – tłumaczy Stanisław Pępkowski, burmistrz Przemkowa.
Rafał Parvi z Wyższej Szkoły Bankowej w Opolu szacuje, że nawet 300 samorządów może być obecnie zadłużonych w parabankach. – Udzielają tych pożyczek, bo wychodzą z założenia, że pieniądze zawsze da się odzyskać – jak nie od gminy, to od Skarbu Państwa, a ryzyko rekompensują sobie wysokimi zyskami. Realne oprocentowanie roczne takiej pożyczki może sięgać nawet 400 proc. – mówi Parvi. Dlatego jego zdaniem możliwość zaciągania kredytu w parabankach powinna być ograniczona. – Płacenie przez podmioty publiczne tak drogich odsetek to nic innego jak niegospodarność – tłumaczy.