Rz: Z inicjatywy Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej powstał raport ?o ekonomicznych stratach ?i społecznych kosztach niekontrolowanej urbanizacji w Polsce, za co obwinia pan ustawę o planowaniu ?i zagospodarowaniu przestrzennym z 2003 r.
Adam Kowalewski
: ?Ta ustawa służy polityce rządu, który objął zasadami liberalnymi planowanie przestrzenne – dziedzinę, której nikt w świecie tak nie traktuje. Kontrola przestrzeni jest prowadzona w całym cywilizowanym świecie. Polska miała taki system przed wojną, obowiązywał, choć z wadami, również w PRL. Ustawa z 2003 r. szkodzi państwu i gminom, ponieważ jest bardzo kosztowna społecznie i ekonomiczne. Trzy lata temu pojawiły się pierwsze raporty mówiące o tym, iż gminy zadłużają się na setki milionów złotych, ponieważ przeznaczyły w miejscowych planach tereny pod zabudowę mieszkaniową o absurdalnej wielkości, zdolne zasiedlić prawie ?70 mln osób. Dodajmy, że planami objęto 28 proc. powierzchni kraju, a w miastach na prawach powiatu niewiele ponad ?40 proc. Ponad połowa zabudowy powstaje poza planami, na podstawie tzw. wuzetek, czyli administracyjnych decyzji ?o warunkach zabudowy.
Skoro znane są negatywne skutki ustawy, to czemu rząd nie podjął inicjatywy jej zmiany?
Ustawę próbowano parokrotnie zmienić. Propozycje padały ze strony różnych organizacji. Związek Miast Polskich wystąpił z propozycją likwidacji wuzetek, była też inicjatywa doradców Senatu, żeby uszczelnić system i przeciwdziałać rozproszeniu zabudowy. Gotowy i uzgodniony projekt nowelizacji, opracowany przez ministra Olgierda Dziekońskiego, nie trafił do Sejmu. Niestety, wszystkie inicjatywy były skutecznie blokowane przez polityków.