W zeszłym roku zadłużenie z kwartału na kwartał spadało, a teraz wróciło do poziomu z 2008 r. Sam wzrost zobowiązań nie jest aż tak niepokojący jak to, że chodzi głównie o długi już wymagalne. Grożą one bowiem wejściem na szpitalne konta komornika. Ten rodzaj zadłużenia zwiększył się bowiem w ciągu kwartału o 7,8 proc., z 2,24 mld zł do 2,42 mld zł.
– Ten wynik to w dużej mierze efekt kłopotów z 2009 r. Przekłada się na to między innymi niepłacenie przez NFZ za nadwykonania – mówi Marek Wójcik, ekspert do spraw zdrowia Związku Powiatów Polskich.
Chodzi o usługi, jakie szpitale wykonywały, choć skończył im się już kontrakt. W wielu przypadkach pacjentom i tak odmówić nie mogą. Wójcik przyznaje, że może chodzić o kilkaset milionów złotych.
Byłoby z pewnością jeszcze gorzej, gdyby nie pieniądze przeznaczane na oddłużenie z budżetu państwa i przez samorządy. A te ostatnie wydają niebagatelne kwoty, zwłaszcza przy przekształcaniu szpitali w spółki. Wyliczenia resortu zdrowia obejmują tylko zadłużenie publicznych placówek, a tych stale ubywa.
Przy przekształcaniu placówek w spółki samorządy przejmują cały dług na siebie, by móc zlikwidować publiczny zakład. Część pieniędzy (głównie za długi publicznoprawne) mogą potem odzyskać w ramach rządowego programu wspierającego tworzenie szpitalnych spółek – tzw. planu B. Samorządy w niespełna rok złożyły wnioski na ponad 500 mln zł z tej pomocy. Same więc przejęły lub planują przejąć dwa, trzy razy większą kwotę długu.