Głośno zrobiło się np. o pomysłach Słupska, który chciały powiększyć obszar miasta kosztem otaczającej go gminy wiejskiej Słupsk. Ta druga rewanżuje się pomysłem odebrania miastu nieużytkowanych przez nie gruntów, padają przy tym określenia w rodzaju „agresja”.
Inaczej spór graniczny rozwiązały Gdańsk z Sopotem. 1 stycznia Gdańsk stał się większym miastem o 4.55 ha gruntu, na którym wspólnie z Sopotem buduje hale widowiskową.
Ma to w zamyśle obu miast ustabilizować relacje między miastami, choć nie ma wątpliwości, że to dla polskiej struktury administracyjnej był zupełny precedens. Nic dziwnego, że MSWiA i rząd opierały się wnioskowi pomorskich samorządowców, którzy chcieli takiego przesunięcia granicy między miastami, przez środek budowanej przez nie hali sportowo-widowiskowej.
W wydawanym raz do roku rozporządzeniu o zmianie granic z lipca br. (szerzej: „[link=http://www.rp.pl/artykul/235332.html]Od nowego roku powstanie pięć nowych miast[/link]”, „Rz” z 17 grudnia 2008 r.) nie było tej zmiany, dopiero cztery miesiące później rząd zgodził się na przesunięcie. Przesunięcie wywoływało ogromne emocje, podzieliło także miejscowych samorządowców, władze Gdańska groziły nawet oddaniem sporu do sądu administracyjnego.
Zwolennicy przesunięcia podpierali się opinią prof. Huberta Izdebskiego, który nie widział w przesunięciu nic nielegalnego. Podobnie sądzi prof. Michał Kulesza, twórca reformy, ale on uważa, że to zmiana bez znaczenia. — [b]Przesunięcie granic administracyjnych nie ma żadnego wpływu na stosunki własnościowe (cywilne), na to kto jest właścicielem nieruchomości czy obiektu. Dlatego te spory o granice są niepotrzebny zabieraniem uwagi samorządowców i polityków[/b] (rządu). Jeśli już miałyby następować to raczej po to by dana nieruchomość była na terenie tej samej gminy, choć nierzadkie są przypadki, że nieruchomość przekracza nawet granice państwa — uważa prof. Kulesza.