Łasowski: to od samorządów zależy, ?ile powróci małych sądów

To od samorządów w dużej mierze zależy, ?ile powróci małych sądów, zlikwidowanych fatalną ?w skutkach reformą Gowina – pisze sędzia Zbigniew Łasowski.

Publikacja: 10.09.2014 03:00

Zbigniew Łasowski

Zbigniew Łasowski

Foto: materiały prasowe

Red

Zbliża się nieuchronnie termin reaktywacji większości sądów rejonowych, pochopnie zniesionych przez byłego ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina. Jest już gotowy projekt  rozporządzenia ministra sprawiedliwości w tej materii, które przywraca – od 1 stycznia 2015 r. – 41 spośród 79 zniesionych sądów rejonowych oraz ustala ich obszar właściwości miejscowej. Zgodnie z zapowiedziami resortu skończy się zatem na obligatoryjnym utworzeniu tylko takiej liczby sądów, jaką determinowała zmieniona niedawno ustawa – Prawo o ustroju sądów powszechnych. Dlatego też od pewnego czasu wiadomo było, gdzie te sądy zostaną zlokalizowane, jaki będą miały roczny wpływ spraw i jaką będą dysponowały obsadą etatową (od siedmiu do dziewięciu sędziów). Ze względu na to, że nowe sądy są zbyt małe, oczywiste było, że nie będzie tam wiceprezesa ani tym bardziej dyrektora. Kompetencje tego drugiego w prowadzeniu gospodarki finansowej przejmie dyrektor przełożonego sądu okręgowego. W tej sytuacji jedynym organem sądu zostanie jego prezes, który samodzielnie będzie go nadzorował i kierował jego działalnością. Oby tylko na samym starcie nie przylgnęło do tych sądów określenie „sądów kieszonkowych", bo można już się z takim spotkać. W każdym razie, jeżeli zaczną one od początku sprawnie funkcjonować i zdobędą zaufanie obywateli, to jakiekolwiek pejoratywne sformułowania pod ich adresem nie są w stanie im zaszkodzić.

Czekając na wyjaśnienia

Patrząc z perspektywy prawie dwóch lat od wprowadzenia tak zwanej reorganizacji sądów rejonowych, nie sposób nie zgodzić się z tym, że była ona szkodliwa i niepotrzebna. O negatywnych skutkach tej pseudoreformy w działalności wymiaru sprawiedliwości pisałem wielokrotnie. Należy przy tym podkreślić z całą mocą, że likwidacja małych sądów była sztandarową reformą ówczesnego ministra, za którą ponosi pełną odpowiedzialność. W związku z jej całkowitym fiaskiem należałoby oczekiwać, że zda on relację przed społeczeństwem ze sposobu jej przeprowadzenia i szkód, jakie wyrządziła. W tej sprawie były minister nigdy nie przyznał się do błędu i nic nie wskazuje na to, by miał taki zamiar. Przeciwnie, z właściwą sobie arogancją stwierdził w jednym z wywiadów, że powrót części zniesionych przez niego sądów to oznaka triumfu układów i koterii zawodowych. Podkreślił z uporem godnym lepszej sprawy, że celem jego reformy była „ likwidacja dużej liczby stołków prezesów sądów", i zarzucił twórcom ustawy przywracającej małe sądy, że stanęli w ich obronie, a także korporacji prawniczych.  Zważywszy na społeczne i materialne koszty tej chybionej reformy i wywołany przez nią ogólny chaos w sądownictwie, ta populistyczna wypowiedź byłego ministra nie wymaga komentarza.

Lepsze już są sądy kieszonkowe od osławionego ducha prawa, który – miejmy nadzieję – raz na zawsze opuścił ministerialne progi

W rękach samorządów

Pomimo restytucji większości zniesionych sądów rejonowych nadal nie wiadomo, jaki los czeka 38 pozostałych sądów. Ministerstwo Sprawiedliwości nie wyklucza, że w późniejszym terminie może być utworzonych następnych kilkanaście. Będzie to zależało od inicjatywy właściwych prezesów sądów i lokalnych samorządów, które są uprawnione do składania wniosków w tej kwestii.

Nietrudno przewidzieć, że w staraniach o utworzenie nowych sądów prym będą wiodły właśnie samorządy, którym zawsze zależało na tym, żeby mieć sąd u siebie. Bierze się to z tego, że bez wątpienia sądy podnoszą prestiż miejscowości, w których mają swoją siedzibę, nadto budują potencjał powiatów. Powiat bez własnego sądu to jak powietrze bez tlenu i prędzej  czy później grożą mu marazm i degradacja. Stowarzyszenie Sędziów Polskich Iustitia uważa, że konieczne jest utworzenie już teraz kolejnych 17 sądów. Jej zdaniem „nowa treść ustawy nie może być rozumiana jako działająca tylko w jedną stronę; taką, która nakazuje likwidować sądy, gdy staną się zbyt małe, natomiast nigdy nie nakazuje ich utworzenia, nawet gdy badany obszar w oczywisty sposób spełnia kryteria utworzenia sądu". Nie sposób z tym się nie zgodzić.

Jaki jest status tych sędziów?

Niezależnie od tego, nie należy zapominać, że aż 320 spośród 550 sędziów zniesionych sądów, przeniesionych na inne miejsca służbowe – bez ich zgody – w dalszym ciągu czeka na rozpoznanie swoich odwołań od decyzji w tym przedmiocie. Nie można dłużej bagatelizować, że orzekają oni w nowych miejscach służbowych, przeniesieni tam nieprawomocnie, a zatem wydaje się, że nigdy nie zostali sędziami sądów przejmujących.

Większość tych odwołań trafiła do Sądu Najwyższego jeszcze pod koniec 2012 roku i utknęła tam, w związku z tym, iż sąd ten odroczył ich rozpoznanie do czasu rozstrzygnięcia własnego pytania prawnego przez Trybunał Konstytucyjny w sprawie  P35/13. Dotyczy ono zgodności z konstytucją przepisu powołanej na wstępie ustawy, pozwalającego ministrowi sprawiedliwości na przeniesienie  sędziego – bez jego zgody – na inne miejsce służbowe. Z pewnością rychły wyrok Trybunału Konstytucyjnego w tej sprawie przyczyniłby się do  rozwiania wątpliwości co do statusu przeniesionych sędziów i do zlikwidowania stanu niepewności wśród nich. W przeciwnym razie wspomniane odwołania, przynajmniej części sędziów, mogą okazać się bezprzedmiotowe, wobec tego, że z początkiem nowego roku i tak wrócą oni na swoje poprzednie miejsca służbowe. Zgodnie bowiem z obowiązującymi przepisami zostaną przeniesieni z obecnych wydziałów zamiejscowych do nowo utworzonych sądów, w których pełnili służbę, zanim zostały one zniesione. Tak oto minister będzie wydawał decyzje o przeniesieniu sędziów, chociaż wcześniejsze decyzje przenoszące ich do sądów, z których są teraz przenoszeni, nie stały się prawomocne.

Nie ma tego złego...

Tak czy inaczej, o zmianie miejsca służbowego sędziów znowu zdecyduje przedstawiciel władzy wykonawczej, gdyż nie zanosi się na to, by do końca roku zakończyły się przed Sądem Najwyższym sprawy dotyczące odwołań sędziów. Jak widać, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło i takim obrotem sprawy wszyscy zainteresowani mogą być usatysfakcjonowani. Minister, bo spełnił oczekiwania opinii publicznej i przywrócił większość zniesionych sądów; władze samorządowe, bo poprzez swój upór wywalczyły sądy na swoim terenie, wreszcie sami sędziowie.

Nie dość, że ostatecznie wracają do swoich dawnych sądów, to jeszcze mogą być pewni, że decyzje o ich przeniesieniu wyda – zgodnie z prawem – sam minister sprawiedliwości, a nie podsekretarze stanu, jak za jego poprzednika. Czy jednak zakończenie w tak spektakularny sposób omawianej sprawy rzeczywiście zasługuje na aprobatę? Czy naprawdę o takie standardy postępowania bądź co bądź w demokratycznym państwie prawa chodzi? Są to pytania retoryczne, na które niech sobie szczerze odpowiedzą wszystkie zaangażowane w batalię o małe sądy strony.

A swoją drogą, lepsze już są sądy kieszonkowe od osławionego ducha prawa, który – miejmy taką nadzieję – raz na zawsze opuścił ministerialne progi.

Autor był sędzią Sądu Okręgowego w byłym Sądzie Rejonowym w Choszcznie oraz jego prezesem w latach 1994–2006

Zbliża się nieuchronnie termin reaktywacji większości sądów rejonowych, pochopnie zniesionych przez byłego ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina. Jest już gotowy projekt  rozporządzenia ministra sprawiedliwości w tej materii, które przywraca – od 1 stycznia 2015 r. – 41 spośród 79 zniesionych sądów rejonowych oraz ustala ich obszar właściwości miejscowej. Zgodnie z zapowiedziami resortu skończy się zatem na obligatoryjnym utworzeniu tylko takiej liczby sądów, jaką determinowała zmieniona niedawno ustawa – Prawo o ustroju sądów powszechnych. Dlatego też od pewnego czasu wiadomo było, gdzie te sądy zostaną zlokalizowane, jaki będą miały roczny wpływ spraw i jaką będą dysponowały obsadą etatową (od siedmiu do dziewięciu sędziów). Ze względu na to, że nowe sądy są zbyt małe, oczywiste było, że nie będzie tam wiceprezesa ani tym bardziej dyrektora. Kompetencje tego drugiego w prowadzeniu gospodarki finansowej przejmie dyrektor przełożonego sądu okręgowego. W tej sytuacji jedynym organem sądu zostanie jego prezes, który samodzielnie będzie go nadzorował i kierował jego działalnością. Oby tylko na samym starcie nie przylgnęło do tych sądów określenie „sądów kieszonkowych", bo można już się z takim spotkać. W każdym razie, jeżeli zaczną one od początku sprawnie funkcjonować i zdobędą zaufanie obywateli, to jakiekolwiek pejoratywne sformułowania pod ich adresem nie są w stanie im zaszkodzić.

Pozostało 81% artykułu
W sądzie i w urzędzie
Czterolatek miał zapłacić zaległy czynsz. Sąd nie doczytał, w jakim jest wieku
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Spadki i darowizny
Podział spadku po rodzicach. Kto ma prawo do majątku po zmarłych?
W sądzie i w urzędzie
Już za trzy tygodnie list polecony z urzędu przyjdzie on-line
Zdrowie
Ważne zmiany w zasadach wystawiania recept. Pacjenci mają powody do radości
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Sądy i trybunały
Bogdan Święczkowski nowym prezesem TK. "Ewidentna wada formalna"