Największą atrakcją pokazu jest… krawat. Pomarańczowy, wydziergany na szydełku. Zaprzeczenie dobrego smaku. Prowokacja, na jaką mógł się zdobyć tylko Witkacy. Niejedyna – o czym świadczą zdjęcia dotychczas nigdy nieeksponowane. Na jednym uwieczniony został bohater ekspozycji w stroju Adama. Z listkiem przysłaniającym przyrodzenie.
Inny atut wystawy to rękopisy i listy twórcy Firmy Portretowej. Są też wczesne pejzaże, jeszcze trącące młodopolską, nostalgiczną nutką. I kilka kompozycji z epoki czystej formy. Wybuch nieokiełznanej fantazji, oswobodzenie od jakichkolwiek kanonów w sztuce.
Ale od 1924 roku Stanisław Ignacy Witkiewicz zaniechał poszukiwań w zakresie czystej formy, przerzucając się na sztukę stosowaną – czyli portrety. Pytanie – dlaczego? Skąd wzięła się Firma Portretowa z niemal perwersyjnym mottem: "Klient musi być zadowolony"? Autor wymyślił ją z wściekłości i rozpaczy, dręczony permanentną pustką w kasie. Jednak nie byłby sobą, gdyby nie połączył zarobkowania z eksperymentem. Zasady funkcjonowania przedsięwzięcia sformułował celnie, dowcipnie, z godnością. Sygnowane przez siebie produkty podzielił na kilka typów, od A do E.
Muzeum Literatury dysponuje wszystkimi rodzajami, poza pierwszym, realistycznym i wylizanym. "Wykluczona absolutnie jest wszelka krytyka ze strony klienta" – czytamy w jednym z punktów regulaminu. Lecz "może być wypadek, że firma sama nie uzna swego utworu". Tak właśnie zdarzyło się z jednym z kilku wizerunków Andrzeja Struga. W rogu podobizny umieścił litery T.U., co znaczy – "talent upadł". Nie wyszło.
Zastanawiająco niska samoocena. W istocie, pastel, jak większość typu C, D i E, jest interesującym przypadkiem dogrzebywania się do podświadomości modela. A także próbą dotarcia do zakamarków własnej psychiki. Nie przypadkiem powstanie Firmy Portretowej zbiegło się w czasie z surrealizmem – kierunkiem, w którym pobrzmiewają echa badań Freuda. Witkacy to psycholog amator, po omacku, lecz brawurowo poszukujący tego, co drzemie na dnie ludzkiej jaźni. Stąd seria "Min" wykonywanych przed obiektywem oraz doświadczenia z używkami, których dawki (lub czas abstynencji) szyfrował na portretach. Prawdziwy naukowiec gotów ryzykować dla wiedzy!