Światła i cienie melancholii

Doskonała prezentacja Aleksandra Gierymskiego uświadamia skalę talentu i oryginalność tego artysty - pisze Monika Małkowska.

Aktualizacja: 20.03.2014 08:27 Publikacja: 19.03.2014 18:34

Wieczór nad Sekwaną, studium, ok. 1892–1893, olej, płótno

Wieczór nad Sekwaną, studium, ok. 1892–1893, olej, płótno

Foto: Muzeum Narodowe w Warszawie

W Muzeum Narodowym w Warszawie pokazano – po raz pierwszy w historii – lwią część jego dorobku, od wczesnych prób po ostatnie pejzaże i weduty. W sumie około 120 obiektów. Do tego 70 grawiur, szkiców, rysunków – jako że Gierymski zarobkował głównie jako ilustrator prasowy. Eksponaty zaaranżowane w chronologicznym porządku podzielono na grupy tematyczne, arcydziełom oddając osobne saloniki.

Zobacz galerię zdjęć

Urodzony warszawiak, pionierski dokumentalista „egzotyki" tego miasta próbował zagrzać tu miejsce, lecz rozgoryczony brakiem zrozumienia opuścił kraj.

Monachium (studia), potem Rzym, Francja, Niemcy – to najważniejsze punkty na mapie jego nomadycznego bytowania. Pozazdrościć – miał okazję czerpać ze źródeł europejskiej sztuki; naśladować, inspirować się, przyswajać najnowsze kierunki, którymi ekscytował się kulturalny świat. Ale nietowarzyski przybysz z Warszawy pozostał osobny. Zarówno w sensie artystycznym, jak i na płaszczyźnie prywatnej, życiowej.

Wczesne płótna „w stylu renesansowym" i nieco późniejsze sceny teatralne oraz rodzajowe są jeszcze etapami w poszukiwaniu własnej wizji. Iskrzyć zaczyna około 1874 roku, kiedy 24-letni malarz przystępuje do pracy nad obrazem „Gra w moro". Nie tylko robi szkice – także fotografuje odpowiednio ubranych i upozowanych modeli (zachowane zdjęcia wystawiono w muzeum). Dba o kompozycję postaci, baczną uwagę zwraca na różne rodzaje światła, na taniec cieni. To jakby drugi motyw, kolejna „gra w moro".

Uroki zmierzchu i nocy

To będzie jego temat, pasja i nieustająca fascynacja: światło. Wyposaży atelier w skomplikowaną konstrukcję służącą do imitowania świateł, do rzucania refleksów: coś w rodzaju tekturowych „reflektorów", oklejonych złotym i srebrnym papierem. Z ich pomocą uzyskuje efekty oświetlenia naturalnego lub sztucznego. Czasami chodzi mu o pełne lśnienie, częściej – o promienie przygaszone, zanikające.

Choć długo przebywał w „ojczyźnie słońca", daremnie wypatrywać w jego dorobku sielskich letnich krajobrazów. Wenecja kojarzy mu się z kanałami ponurymi jak śmierć albo z... wnętrzem. Bo cóż cudowniejszego nad jasność przefiltrowaną przez rozetę w bazylice świętego Marka? Co wspanialszego nad wieczorny widok Sekwany, w której odbija się masyw chmur odcięty jak nożem smugą bieli?

Pogodny słoneczny dzień to nuda, banał. Brzaski, zmierzchy, noce – o, to dopiero momenty prawdziwej emanacji światła. W efekcie u Gierymskiego prawie nigdy nie widać błękitnego nieba. Jest perłowoszare, różowawe, fioletowe, granatowoczarne. Przez to nie niebieskie niebo przeciska się łuna lub mży jasność.

„Patrząc na jego robotę, niepodobna znaleźć ani jednej farby, która by była surową – zauważał Antoni Sygietyński. – Stąd nadzwyczajna kolorowość i głębia przestrzeni, która nawet profanów uderza: stąd powaga jego obrazów".

Przebierańcy w altanie

Kulminacja świetlnej orgii następuje „W altanie". W jednej salce zebrano studia wstępne i dzieło finalne. Pięciu głównych bohaterów to uliczna zbieranina przebrana w rokokowe stroje. Tylko na takich modeli artystę było stać. Stać go też było na siedem lat mozołu i co najmniej kilkanaście osobno rozpracowanych kompozycji, które później okazały się fragmentami monumentalnego obrazu. Jedno z najwspanialszych osiągnięć naszego malarstwa.

Artyście udało się wykreować jedyną w swoim rodzaju materię złożoną z obiektów istniejących fizycznie i z niematerialnej jasności. Pomimo maksymalnie realistycznie oddanej „plecionki" słońca i cienia, kompozycja jest w zasadzie antytezą realizmu, a tym bardziej impresjonizmu. Ani to motyw „z życia wzięty", ani wrażeniowe odtworzenie ulotnej aury. Realista, impresjonista, luminista – tak go charakteryzowano. Jedni widzieli w nim wielkiego kolorystę; inni – genialnego rysownika. Mimo wielu słów uznania artysta uskarżał się na brak zrozumienia ze strony rodaków.

Nigdy się nie dorobił. Nie uzyskał też profesury w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, na co w pewnym momencie liczył. Czy dlatego nękała go melancholia na przemian z neurastenią? Zdaniem nielicznych bliższych znajomych Aleksandra doskonałość tej sztuki brała się właśnie z pesymizmu i wiecznego niezadowolenia z osiągnięć.

Ostatnie lata spędził w Rzymie. Mieszkał sam w ponurym rzymskim pałacu zwanym „Casa dei desperati" z racji licznych tam popełnionych samobójstw. Przedwcześnie postarzały przypominał ducha któregoś z desperatów. Zmarł w szpitalu psychiatrycznym w wieku 51 lat.

Aleksander Gierymski 1850–1901, Muzeum Narodowe w Warszawie, wystawa czynna od 20 marca do 10 sierpnia

 

 

 

W Muzeum Narodowym w Warszawie pokazano – po raz pierwszy w historii – lwią część jego dorobku, od wczesnych prób po ostatnie pejzaże i weduty. W sumie około 120 obiektów. Do tego 70 grawiur, szkiców, rysunków – jako że Gierymski zarobkował głównie jako ilustrator prasowy. Eksponaty zaaranżowane w chronologicznym porządku podzielono na grupy tematyczne, arcydziełom oddając osobne saloniki.

Zobacz galerię zdjęć

Pozostało 91% artykułu
Rzeźba
Ai Weiwei w Parku Rzeźby na Bródnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Rzeźba
Ponad dwadzieścia XVIII-wiecznych rzeźb. To wszystko do zobaczenia na Wawelu
Rzeźba
Lwowska rzeźba rokokowa: arcydzieła z muzeów Ukrainy na Wawelu
Sztuka
Omenaa Mensah i polskie artystki tworzą nowy rozdział Biennale na Malcie
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Rzeźba
Rzeźby, które przeczą prawom grawitacji. Wystawa w Centrum Olimpijskim PKOl