Kiczowate reklamy, szyldy i napisy wykonane przez amatorów, spotykamy wszędzie. Można choćby wybrać się do podwarszawskiego Raszyna, by przekonać się, że wjazd do stolicy od strony Łodzi, to prawdziwe eldorado tego typu twórczości. „TypoPolo" powoli przechodzi do historii, pozostanie jednak symbolem zmian, które nastąpiły na początku lat. 90., kiedy to drobni przedsiębiorcy wchodzili w świat wolnej konkurencji i musieli się jakoś reklamować.
- W latach 90. zabrakło specjalistów, których mieliśmy w Polsce przed wojną. Dbałość o kulturę ulicy widoczna była jeszcze w latach 50. i 60. – mówi „Rz" Rene Wawrzkiewicz, kurator wystawy. - Później ta tradycja projektowania estetycznych szyldów i napisów zaczęła zanikać. Szczególnie na przełomie lat 80. i 90., między innymi dzięki rozwojowi nowych technologii poligraficznych . Wtedy to pojawiły się np. folie, z których praktycznie każdy mógł wyciąć reklamowe hasło. Profesjonaliści nie byli potrzebni. Zaczął dominować graficzny folklor.
W MSN pokazywany jest podręcznik Jana Wojeńskiego "Technika Liternictwa", do którego sięgali jeszcze starsi wykonawcy szyldów, później te zasady przestały być istotne. Pierwsze wydanie pochodzi z 1951 r., a ostatnie nomen omen z 1990 r.
Na wystawie "TypoPolo" znajdują się też cytaty z wypowiedzi osób samodzielnie tworzących reklamy, np. szewc opowiada "Ręce miałem sprawne to zrobiłem. Żadna filozofia. Jeśli buty ortopedyczne umiem zrobić. To i napis potrafię".