Urodzony w Paryżu w 1848 roku, wracał do niego wielokrotnie jedynie po to, by upewniać się w swoich coraz dalszych wyprawach. W Peru mieszkała jego babka, po której odziedziczył waleczność i nieustępliwość.
Miał 17 lat, gdy zaciągnął się jako marynarz na statek handlowy. Nic nie zapowiadało, ze będzie malarzem. Po powrocie do Paryża pracował jako urzędnik na giełdzie. Ożenił się z Dunką, z którą miał pięcioro dzieci. Coraz bardziej fascynowała go sztuka, a że miał smykałkę do interesów mógł sobie pozwolić na jej kupowanie. Kolekcjonował impresjonistów. I wkrótce sam zaczął malować - brał lekcje u Pissarra, który wiele nauczył go o kolorze.
W 1886 roku Gauguin zamieszkał w kolonii artystycznej w Pont-Aven i poświęcił się malowaniu, rodzina zeszła na drugi plan. Potem wyruszył do Panamy, „by żyć jak dzikus”, stamtąd na Martynikę. Choroby zmusiły go do powrotu do Bretanii. Wreszcie zaprzyjaźniony z nim Van Gogh podsunął mu pomysł wyjazdu na Tahiti.
Przed wyjazdem Gauguin sprzedał na aukcji swoje obrazy, wiele z nich nabył Edgar Degas. I to właśnie on właśnie cenił go do końca, mimo że twórczość Gauguina przestała budzić zachwyt współczesnych. Jedni widzieli w nim demona, tylko niektórzy – genialnego prekursora sztuki nowoczesnej.
Kiedy dotarł po 63 dniach podróży na Tahiti, był rozczarowany, że i tam zachodnia cywilizacja wypiera i zmienia wartości tubylców. I wciąż szukał tradycji nieskażonych cywilizacją. Jego zeszyt „Dawny kult maoryski” znajduje się dziś w Luwrze, zobaczą go widzowie filmu.