Jej kariera aktorska nie rozwija się tak, jak sobie wymarzyła. Po jednym z występów próbuje popełnić samobójstwo. Zostaje odratowana i postanawia odmienić swoje życie. Stawia wszystko na jedną kartę i wyjeżdża do Paryża, aby zrobić karierę na miarę Heleny Modrzejewskiej. Krótko przed tym wydaje swoją pierwszą powieść „Przedpiekle".
Une femme géniale w Paryżu
Zapolska zjawia się w Paryżu jako korespondentka „Przeglądu Tygodniowego" i „Kuriera Warszawskiego". Jej pierwszym zajęciem jest relacjonowanie Wystawy Światowej. Zachwyca ją otwarta właśnie wieża Eiffla. Praca dziennikarska jest dla niej tylko środkiem. Celem zaś – zostać wielką aktorką i podbić Paryż.
Do swojej przyjaciółki pisze: „Spójrz na moją fotografię, oblicz sumę mej inteligencji i talentów (...) co miała Modrzejewska idąca na scenę angielską: czterdzieści lat, zupełną nieznajomość najtrudniejszego języka pod słońcem. Ale siła woli była w niej wielka. Tę siłę woli ja mam". Pierwszy rok we Francji Zapolska spędza głównie na pisaniu korespondencji do kraju i pobieraniu prywatnych lekcji sztuki aktorskiej.
O dziwo, Paryż się jej nie podoba. Mimo podejmowanych prób żaden z teatrów nie chce jej zatrudnić. Przeszkodą jest niewielki, ale wyczuwalny akcent. Do polskich przyjaciół wysyła wiele listów, które potem staną się arcyważnym źródłem dla jej biografów. Skarży się na Francuzów, których nie znosi. Myśli o powrocie, ale boi się ironicznych uśmiechów warszawskiego salonu. Pisze do Adama Wiślickiego, redaktora „Przeglądu Tygodniowego", który jako jeden z pierwszych uwierzył w jej talent: „Wrócę – lecz.... Wtedy, gdy mi Paryż da cechy wielkości. Wszystko dla tych bydląt stanowi ten ubóstwiany Paryż – nędzny, głupi, śmieszny... Lecz – skoro inaczej być nie może – niech będzie i tak". Zapolska jest wnikliwą obserwatorką paryskiego życia społecznego, artystycznego i literackiego. Początkowo dużo czasu spędza w otoczeniu polskich emigrantów.
Kilku z nich dostrzega w niej osobowość wybitną, wspiera ją finansowo, nazywa une femme géniale. Przełomem w jej paryskim życiu staje się przyjaźń ze Stefanem Laurysiewiczem, miłośnikiem sztuki. Dzięki niemu uzupełnia wykształcenie i poznaje niemal nieznaną dla niej dotąd dziedzinę – malarstwo. Zaczyna odwiedzać wystawy. Jej artystyczny gust jest wówczas bardzo konserwatywny. W jednej ze swoich pierwszych korespondencji o sztuce do „Kuriera Warszawskiego" z kwietnia 1890 roku pisze pełen niechęci artykuł o impresjonistach: „Malarze tak zwani Niezależni (Indépendants) urządzili potworną wystawę dzieł, którym trudno dać nazwę.
Panowie ci powrócić pragną do najdawniejszych sposobów malowania, negują cienie, perspektywę, ton, słowem wszystko, co właściwie obraz do natury zbliża. W chorych ich mózgownicach ulęgło się przekonanie, że każdy przedmiot uwypuklający przestrzeń jest złożony z miliona kropek.