Przeczytałem chwilę temu, oczywiście na łamach „Rzeczy o prawie”, o jednym z kolejnych pomysłów Ministerstwa Sprawiedliwości na usprawnienie działań sądów i nawet nie śmiem z nim polemizować. Trudno, co zrobić? Dziś zatem felieton, w którym będę się zgadzał.
Podsekretarz stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości sędzia Dariusz Mazur zapowiedział stworzenie tzw. biur sędziów, czyli zespołów wspierających sędziów w orzekaniu. Zespół taki ma się składać z asystenta sędziego, protokolanta (urzędnika) i dodatkowych pracowników obsługi. Zbiegło się to w mojej głowie z treścią artykułu, który niedawno przeczytałem o polskim „rodzynku” w zawodowej lidze koszykarskiej NBA – Jeremym Sochanie. Zawodnik ten reprezentował ostatnio Polskę na turnieju przedolimpijskim, niestety przegranym przez naszą reprezentację.
Czytaj więcej
Pati stwierdza autorytatywnie: „świetnie to napisałaś, profeska – nic z tego nie rozumiem”.
Nie o wynikach koszykarzy chcę dziś napisać. Sochan przyjechał na zgrupowanie reprezentacji ze swoim „biurem”. Towarzyszyła mu kucharka (a właściwie szefowa kuchni), trener od przygotowania motorycznego i osobisty ochroniarz. Po co sportowcowi taka ekipa? Po to, żeby mógł wykonywać najlepiej to, do czego jest powołany – grać najlepiej w koszykówkę, zdobywać wiele punktów i notować skuteczne „zbiórki”.
Sochana nie powinno nic rozpraszać – o to ma zadbać jego ochroniarz. Ma się najlepiej odżywiać – to zadanie szefowej kuchni. Wreszcie jego narzędzia pracy – mięśnie – mają najlepiej funkcjonować, gdy są poddawane dużemu wysiłkowi. Od tego ma swoich ludzi. Swoje biuro.