Demonstranci zwykle wiedzą, czego chcą, a owych 30 sędziów SN nie proponuje drogi wyjścia z zakleszczonego sporu o sędziów.
Być może spięci są faktem, że czas działa na ich niekorzyść, bo już są w mniejszości w liczącym 90 sędziów SN, a nowych będzie przybywać, zwłaszcza że SN zgodnie z ustawą winien liczyć co najmniej 120 sędziów. Mówienie tu i ówdzie o „kontrrewolucji” wobec pisowskich reform w razie wygranej opozycji w najbliższych wyborach nie niesie raczej jakiegoś radykalnego rozwiązania ani dla sądów, ani starych sędziów, gdyż bez wątpienia wszyscy są zatroskani o praworządność.
Czytaj więcej
30 sędziów SN ze starego nadania, w tym dwóch obecnych prezesów izb, nie chce orzekać z sędziami...
Chyba 30 sędziów przyzna się do tej bezradności, pisząc w uzasadnieniu swej zbiorowej decyzji, że „po wyczerpaniu ustrojowych i procesowych środków gwarantujących stronom uzyskanie prawidłowego składu sądu”, aby nie naruszać prawa obywateli do sądu i nie narażać państwa polskiego na odszkodowania, nie będą uczestniczyć w czynnościach podejmowanych przez składy orzekające z udziałem nowych sędziów SN. Ale zaznaczają też, że ten ich akt nie stanowi odmowy wykonywania wymiaru sprawiedliwości, co przyjmijmy z dobrą wiarą. To nie jest zresztą nowość, gdyż w czasie tego długiego już konfliktu (może poza jakimiś wyjątkami) orzekali oni, choć w odrębnych starych składach. Bez udziału nowych sędziów uchwalili jednak też głośną uchwałę z 23 stycznia 2020 r., która miała zadekretować ich zastrzeżenia do obecnego modelu wybierania KRS i wyłaniania kandydatów na sędziów. Uchwała, uznana zresztą przez TK za niekonstytucyjną, sporu nie rozwiązała. Nie rozumiem więc trwania w uporze w tej segregacji sędziów, a ktoś inny powie: żelaznej konsekwencji.
Nie rozumiem dlaczego tacy zaprawieni praktycy w stosowaniu prawa nie proponują jakiegoś rozwiązania możliwego do przyjęcia przez strony tego sporu, nie mówiąc o kompromisie, do którego przecież w wielu sprawach namawiają podsądnych.