Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, WNE UW: Byłam przeciwniczką "babciowego"

Potrzebne jest spójne wsparcie w opiece nad dziećmi i osobami starszymi – mówi „Rzeczpospolitej” Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, ekonomistka z WNE UW.

Publikacja: 10.04.2024 04:30

Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, WNE UW: Byłam przeciwniczką "babciowego"

Foto: mat. pras.

Rząd przyjął we wtorek projekt ustawy o wspieraniu rodziców w aktywności zawodowej i w wychowaniu dziecka, czyli nagłośnione mocno w czasie kampanii parlamentarnej tzw. babciowe. Czy sądzi pani, że zgodnie z założeniami pomoże to zwiększyć aktywność zawodową rodziców, a w praktyce aktywność matek małych dzieci w wieku od roku do trzech lat?

Muszę przyznać, że w momencie, kiedy ten pomysł się pojawił w okresie przedwyborczym, byłam jego bardzo zdecydowaną przeciwniczką. Także ze względu na nazwę, która sugerowała, że babcie mają zrezygnować ze swojej pracy. Bo z reguły jeśli np. kobieta rodzi pierwsze dziecko w wieku 25–30 lat, to jej mama zwykle jest przed sześćdziesiątką, czyli nadal w wieku produkcyjnym. Mówiłam więc, że owszem, stwórzmy warunki do tego, żeby kobiety po urodzeniu dziecka jak najszybciej wracały na rynek pracy, ale nie kosztem wycofywania się z tego rynku ich mam i ojców, czyli babć albo dziadków. Rozumiem, że w obecnej wersji projektu to też potencjalnie może się zdarzyć, aczkolwiek na znacznie mniejszą skalę. Nadal jednak uważam, że jeśli mamy wygospodarować pieniądze na wsparcie rodziców małych dzieci, to należy te pieniądze przeznaczyć na żłobki, co wydaje mi się zdecydowanie lepszym rozwiązaniem.

Projekt ustawy daje rodzicom wybór i może tam, gdzie nie ma dobrego żłobka, wybiorą opiekę doświadczonej niani?

Na pewno dziecko w żłobku nie będzie tak dopieszczone jak maluch, którym opiekuje się ktoś w domu, ale jest sporo zalet pobytu w żłobku, w tym socjalizacja, uczenie się współpracy, potrzeby dzielenia się. Wydawało mi się więc, że przeznaczenie pieniędzy na zwiększenie liczby miejsc w żłobkach jest znacznie lepszym rozwiązaniem niż wyjściowa propozycja babciowego złożona w okresie przedwyborczym.

Czytaj więcej

Tomasz Pietryga: Dlaczego „babciowe” rodzi się w ciszy

Czy teraz, gdy znamy już więcej konkretów projektu „Aktywny rodzic”, zmieniła pani zdanie?

Uważam, że każde rozwiązanie, które wycofuje z rynku pracy babcie czy dziadków, jest niedobrym rozwiązaniem. Dobrze więc, że rodzice będą mieli wybór i będą mogli przeznaczyć te 1500 zł albo na opiekę domową – choć ta kwota raczej nie wystarczy na opłacenie opiekunki – albo na żłobek czy klub dziecięcy. Jeśli zaś na wsi czy w małej miejscowości trudno o opiekę żłobkową, to dobrym rozwiązaniem byłaby możliwość przeznaczenia tych pieniędzy na aktywność samych mam, które mogłyby się opiekować dwójką, trójką dzieci swoich koleżanek czy sąsiadek. Nie wiem, czy taka możliwość jest przewidziana w tym projekcie, ale wydaje mi się, że byłoby dobrze umożliwić taką działalność gospodarczą i zastanowić się, jak ona powinna funkcjonować, żeby zbytnio jej nie obarczać wszystkimi obciążeniami finansowymi normalnej działalności gospodarczej. Tak jak już powiedziałam, dobre jest każde rozwiązanie, oprócz tego, które wycofywałoby babcie, czyli kobiety 50+, z rynku pracy. Tworząc szansę na powrót na rynek pracy młodym kobietom, mielibyśmy jednocześnie wyprowadzać z rynku pracy ich mamy – to bez sensu.

Rząd liczy, że opieką nad maluchami zajmą się babcie emerytki. Bo chyba te 1500 zł, nawet przy sfinansowaniu składek, nie będzie silną zachętą do rezygnacji z pracy dla aktywnych zawodowo kobiet, nawet tych, które zarabiają niewiele powyżej płacy minimalnej?

Nie mamy danych i może warto by było zapytać Główny Urząd Statystyczny o to, jaka część kobiet, już teraz, nie dostając 1500 zł, rezygnuje z pracy, bo trzeba się zająć wnukiem czy wnuczką. W IV kwartale 2023 roku brak aktywności zawodowej ze względu na obowiązki rodzinne, w tym opiekuńcze, deklarowały 764 tys. osób, czyli nieco powyżej 6 proc. wszystkich osób biernych zawodowo. Sporo. Oczywiście obowiązki rodzinne są różne i nie mamy tu podziału na płeć, ale możemy założyć, że niemal wszystkie osoby bierne zawodowo z powodu obowiązków rodzinnych i związanych z prowadzeniem domu to kobiety. W tym oczywiście młode matki, ale też panie w wieku plus minus 50, które wycofują się z rynku pracy nie tylko dlatego, żeby pomagać dzieciom w opiece nad maluszkami, ale również z tego powodu, że opieki wymagają ich rodzice. Na coraz większą skalę potrzebna jest opieka nad osobami starszymi, która u nas jest kompletnie zaniedbana. W rezultacie z rynku pracy są wyciągane oczywiście znowu głównie kobiety. To zdecydowanie bardziej złożony problem niż 1500 zł świadczenia po to, żeby młode mamy wróciły na rynek pracy.

Mamy już przedstawiony niedawno przez ministrę ds. polityki senioralnej Marzenę Okłę-Drewnowicz projekt bonu senioralnego, który będzie finansował opiekę nad seniorami.

To dobrze, ale powinniśmy mieć od razu opracowany cały system, który będzie powodował, że młode mamy dostaną zachętę do powrotu na rynek pracy, a z kolei panie w wieku plus minus 50 lat nie będą zachęcane do dezaktywacji na rynku pracy. Dlatego też trzeba rozbudowywać cały system instytucjonalny dla dzieci po to, żeby mogły być dobrze zaopiekowane w żłobkach, w klubach dziecięcych czy przez opiekunów dziennych, i równolegle rozwijać system dziennych domów opieki, gdzie starsze osoby mogły być zaopiekowane w ciągu dnia. Zależałoby mi na tym, żeby spojrzeć na to łącznie i zaproponować spójne rozwiązanie-ustawę, która mówi o elementach, które dotyczą opieki nad dziećmi zarówno od urodzenia do jednego roku, jak i tych od jednego roku do trzech lat. Ale dodajmy do tego rozwiązania wsparcie dla rodzin, które opiekują się osobami starszymi. Jest to bardzo ważne z punktu widzenia gospodarki, która potrzebuje ludzi do pracy.

Rząd powinien mieć tu dwa główne cele. Pierwszym jest zadbanie o to, aby nie było odpływu osób z rynku pracy – z różnych rodzinnych powodów. A drugim celem jest wsparcie zarówno w decyzjach dotyczących posiadania dzieci i opieki nad dziećmi do trzech lat oraz wsparcie w opiece nad osobami starszymi. Zróbmy z tego spójny projekt, policzmy, ile to wszystko kosztuje. Załóżmy, że np. po roku, albo po dwóch latach, zrobimy audyt, by sprawdzić, jak te rozwiązania działają. I jeśli coś będzie wymagało korekty, to tę korektę będziemy robić a my jako społeczeństwo nie będziemy się obrażać, że rząd będzie się wycofywał z mechanizmu, do którego już się przyzwyczailiśmy, bo dawał nam dodatkowe źródła dochodów. Pod warunkiem oczywiście, że pokaże nam analizy, z których wynika, że ten mechanizm nie działa. I jeszcze jedno. Zbyt dużo środków publicznych już wydajemy na rozproszone, niezsynchronizowane działania na rzecz rodzin, aby do tego dokładać nowe działania i nowe wydatki, niedające efektu synergii we wspieraniu rodzin. Warto przypomnieć, że na samo 800+ wydamy w tym roku prawie 70 mld zł, podczas gdy NFZ przeznaczy na podstawową opiekę zdrowotną 17 mld zł. Wydawajmy więc, ale w sposób pozwalający na efektywną realizację dobrze zdefiniowanych i współgrających ze sobą celów.

Rząd przyjął we wtorek projekt ustawy o wspieraniu rodziców w aktywności zawodowej i w wychowaniu dziecka, czyli nagłośnione mocno w czasie kampanii parlamentarnej tzw. babciowe. Czy sądzi pani, że zgodnie z założeniami pomoże to zwiększyć aktywność zawodową rodziców, a w praktyce aktywność matek małych dzieci w wieku od roku do trzech lat?

Muszę przyznać, że w momencie, kiedy ten pomysł się pojawił w okresie przedwyborczym, byłam jego bardzo zdecydowaną przeciwniczką. Także ze względu na nazwę, która sugerowała, że babcie mają zrezygnować ze swojej pracy. Bo z reguły jeśli np. kobieta rodzi pierwsze dziecko w wieku 25–30 lat, to jej mama zwykle jest przed sześćdziesiątką, czyli nadal w wieku produkcyjnym. Mówiłam więc, że owszem, stwórzmy warunki do tego, żeby kobiety po urodzeniu dziecka jak najszybciej wracały na rynek pracy, ale nie kosztem wycofywania się z tego rynku ich mam i ojców, czyli babć albo dziadków. Rozumiem, że w obecnej wersji projektu to też potencjalnie może się zdarzyć, aczkolwiek na znacznie mniejszą skalę. Nadal jednak uważam, że jeśli mamy wygospodarować pieniądze na wsparcie rodziców małych dzieci, to należy te pieniądze przeznaczyć na żłobki, co wydaje mi się zdecydowanie lepszym rozwiązaniem.

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Rynek pracy
Polacy nie boją się zwolnień. Bo wcale nie ma ich tak dużo
Rynek pracy
Ukraińcy mogą zniknąć z polskiego rynku pracy. Kto ich zastąpi?
Rynek pracy
Polskie firmy mają problem. Wojenna mobilizacja wepchnie Ukraińców w szarą strefę?
Rynek pracy
Złe i dobre strony ostrego wzrostu płac
Rynek pracy
Rośnie popyt na pracę dorywczą
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?