Pryszczyca krąży wokół Polski. Ryzyko miliardowych strat przeraża hodowców

Straty nawet 100 mln zł dziennie grożą producentom mleka, gdyby pryszczyca pojawiła się na Podlasiu. Cała branża mięsna liczyłaby straty w miliardach. Pryszczyca w Niemczech, na Słowacji i Węgrzech wywołała popłoch hodowców. I mobilizację służb.

Publikacja: 23.04.2025 04:30

Pryszczyca krąży wokół Polski

Pryszczyca krąży wokół Polski

Foto: Adobe Stock

– W branży mięsnej pryszczyca wywołuje przerażenie, bo ta choroba nie jest jak afrykański pomór świń, ona jest po stokroć razy gorsza. Dlaczego? Bo pryszczyca jest wysoce zjadliwa, przenosi się drogą kropelkową, można ją przenieść też na odzieży – wyjaśnia Jacek Strzelecki, prezes Związku Polskie Mięso. Analitycy rynku także przyznają, że to jest o wiele większe zagrożenie niż ASF i ptasia grypa razem wzięte. Dawno nie było tylu zagrożeń chorobami zwierząt, odkąd w tym roku do wirusa afrykańskiego pomoru świń (ASF), który krąży po Polsce od 2016 r., i do częstych ataków ptasiej grypy dołączyło zagrożenie pryszczycą, której w Polsce nie było od ponad pół wieku.

Foto: Paweł Krupecki

Branża mięsna modli się, by tak zostało, bo gdy pojawia się pryszczyca, choroba zwierząt parzystokopytnych, czyli bydła, świń, owiec i kóz, przynosi ze sobą ogromne straty i strach. Wymusza likwidacje całych stad zwierząt i zamyka rynki eksportowe. Do tego wirus bardzo łatwo się roznosi, nawet z wiatrem. To tłumaczy, dlaczego błyskawicznie w stan gotowości zostały postawione polskie służby, a sztab kryzysowy powołany w Ministerstwie Rolnictwa wydawał komunikaty nawet w poniedziałek wielkanocny.

W Polsce nie ma pryszczycy. Dzisiaj

Pryszczycy w Polsce nie ma od 1971 r. To stan z wtorku 22 kwietnia. Służby pracują gorączkowo, bo wirus od stycznia w niewyjaśniony dotąd sposób krąży wokół Polski. Na początku roku na pryszczycę padły dwa bawoły wodne w Niemczech, blisko naszej granicy. Potem z RFN choroba ta przeniosła się na… Węgry, gdzie potwierdzono pięć ognisk, a następnie na Słowację – która odnotowała sześć gospodarstw nią dotkniętych, z których pięć znajduje się w pobliżu granicy węgierskiej, a jedno w Plavecký Štvrtok, na zachodzie tego kraju. Ostatnie ognisko wykryto na Węgrzech 17 kwietnia, zlikwidowano tam całe stado. 

Polska już zakazała importu mięsa i mleka z tych państw. Ponieważ u nas nie ma obecnie ognisk pryszczycy, resort rolnictwa nie widzi powodu do wprowadzenia w Polsce stanu wyjątkowego. Zaalarmowane są jednak kraje ościenne, a Wielka Brytania, która na początku XX wieku przeżyła pryszczycę i ciągle pamięta 8 mld funtów strat, wstrzymała eksport mięsa nie tylko ze Słowacji, ale też z sąsiadującej z nią Austrii. Zakazała nawet turystom przywożenia wędlin i innych produktów zwierzęcych.

Straty w milionach lub miliardach, zależnie od scenariusza

100 mln zł dziennie strat dla sektora mlecznego – takie są szacunki strat producentów mleka, gdyby  wirus pojawił się na Podlasiu, gdzie jest większość stad krów. Dlatego ludzie z branży siedzą jak na szpilkach, nerwowo odbierają każdy telefon. Panuje ogromne napięcie, ale jednocześnie, co nie zdarza się często, wszyscy nasi rozmówcy chwalą współpracę z resortem rolnictwa i Głównym Inspektoratem Weterynarii. Instytucje te zareagowały od razu i profesjonalnie, zrobiły szkolenie nt. pryszczycy dla producentów mleka, w którym wzięło udział aż 200 osób.

– Jeśli wirus trafiłby do dużych hodowli bydła lub świń, to straty sięgałyby setek milionów złotych. A gdyby rozlał się po całym kraju, to skutki liczylibyśmy w miliardach złotych. Niemcy sobie świetnie poradzili, bo zastosowali drakońską metodę eliminacji ognisk [choroby – red.]. To zadziałało, dziś Niemcy są wolni od wirusa – mówi Jacek Strzelecki.

Straty zależałyby od tego, gdzie by się wirus pokazał. W Polsce jest 6 mln sztuk bydła, likwidacja nawet połowy oznaczałaby ogromne starty dla produkcji. Pryszczyca może też atakować świnie, których mamy w Polsce 9 mln sztuk. Dlatego ognisko pryszczycy w województwie łódzkim, kujawsko-pomorskim, w Wielkopolsce czy na Mazowszu – gdzie jest najwięcej hodowanej trzody, miałoby znaczenie, zdaniem analityków, nie tylko dla branży mięsnej czy rolnictwa, ale całej gospodarki narodowej.

Ekonomiści unikają precyzyjnych prognoz, bo scenariuszy rozwoju sytuacji może być wiele, większość niekorzystnych. – Najbardziej czarny scenariusz to: pryszczyca się rozsiewa po Polsce i poza zamknięciem rynków eksportowych wyrządza także znaczące straty produkcyjne. To o wiele większe zagrożenie niż ASF i ptasia grypa razem wzięte – mówi Jakub Olipra, starszy ekonomista banku Credit Agricole w Polsce. Zagrożona jest nie tylko branża producentów mięsa i jego przetworów, których eksport (wraz z eksportem jaj) ma wartość 9,6 mld euro, ale też branża mleczarska, która wysyła za granicę towary za 4,1 mld euro. – Gdy zamykają się rynki eksportowe, wtedy w kraju spadają ceny, występuje nadpodaż towaru i trwa walka, by ogniska się nie rozprzestrzeniały – mówi Olipra.

Ryzyka i teorie spiskowe

Jak przy każdym kryzysie, pojawia się też ryzyko, że ktoś będzie chciał na tym nielegalnie zarobić. Już wykryto próby nielegalnego sprowadzania ze Słowacji tanich zwierząt, by po znacznie wyższych cenach odsprzedać je w Polsce. Ostrzegał przed nimi Czesław Siekierski, minister rolnictwa. Dziś okazje cenowe na Węgrzech i Słowacji są bardzo podejrzane. Eksperci apelują, by – szukając łatwego zysku – nie sprowadzić do kraju choroby, która może zniszczyć produkcję mięsa w Polsce.

Nie wiadomo, skąd w Europie wziął się wirus z Pakistanu i jego szczep oddalonych od siebie w ogniskach (Niemcy i Węgry). Nasi rozmówcy biorą pod uwagę wrogie działania, bo brak logicznego ciągu zdarzeń, które przywiodłyby wirusa do Niemiec czy na Węgry. Mówił o tym także szef gabinetu Viktora Orbána, Gergely Gulyás, który zasugerował, że epidemie mogą być wynikiem ataku biologicznego. Podejrzenie opierał na „ustnych informacjach z zagranicznego laboratorium”, o czym pisało przed tygodniem „Politico”. Według cytowanych naukowców, to nie jest jednak bardzo prawdopodobny scenariusz.

– W branży mięsnej pryszczyca wywołuje przerażenie, bo ta choroba nie jest jak afrykański pomór świń, ona jest po stokroć razy gorsza. Dlaczego? Bo pryszczyca jest wysoce zjadliwa, przenosi się drogą kropelkową, można ją przenieść też na odzieży – wyjaśnia Jacek Strzelecki, prezes Związku Polskie Mięso. Analitycy rynku także przyznają, że to jest o wiele większe zagrożenie niż ASF i ptasia grypa razem wzięte. Dawno nie było tylu zagrożeń chorobami zwierząt, odkąd w tym roku do wirusa afrykańskiego pomoru świń (ASF), który krąży po Polsce od 2016 r., i do częstych ataków ptasiej grypy dołączyło zagrożenie pryszczycą, której w Polsce nie było od ponad pół wieku.

Pozostało jeszcze 87% artykułu
1 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Materiał Promocyjny
EnviAgri – cyfrowe wsparcie rolników
Rolnictwo
Pierwsza pszenica dla nowej Syrii
Rolnictwo
Rolnictwo regeneratywne jako remedium na niestabilność łańcuchów dostaw
Rolnictwo
Kontrole na polskich granicach. Rząd reaguje na poważne zagrożenie
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Rolnictwo
Argentyńczycy boją się spadku cen soi. Zmniejszyli jej sprzedaż