Zakładając, że tekst ma charakter programowy (a nie wynika wyłącznie z chęci przyłożenia posłowi PiS w sytuacji, gdy notowania tej partii rosną, a nowy naczelny tygodnika otwarcie deklaruje niechęć do formacji Jarosława Kaczyńskiego, co świadczyłoby o niskich pobudkach autora), to należy się przyjrzeć, do czego prowadzi taki sposób myślenia.
Bronić ofiar
Obywatel, który idzie ulicą, prowadzi biznes czy siedzi we własnym domu w państwie prawa musi mieć przekonanie, że przestępca, który mu zagrozi, może się spotkać ze zdecydowaną reakcją. Ofiara nie musi salwować się ucieczką, szukać gorączkowo telefonu, by wezwać policję, ale ma prawo odeprzeć atak.
Co więcej, nie ma obowiązku zastanawiania się nad intencjami przestępcy. Nie musi rozstrzygać, czy chce on jedynie ukraść portfel czy też wymordować całą rodzinę. Napastnik stwarzający stan zagrożenia ofiary powoduje, że znajduje się ona pod szczególną ochroną. Takie przekonanie musi przede wszystkim głęboko utkwić w świadomości tych obywateli, którzy prowadząc normalne życie są potencjalnymi ofiarami, czyli większości.
Konsekwencją tego jest zachowanie organów państwa. Powinno ono brać w obronę przede wszystkim ofiarę, a nie napastnika. Postulowanie przez „Newsweeka" sytuacji, w której za każdym razem o niewinności osoby broniącej się ma decydować sąd, spowoduje, że inny organ państwa – prokuratura – będzie musiała ofiarę traktować jak napastnika, bo trzeba będzie przygotować przeciwko niej akt oskarżenia. Czyli uznać ją za sprawcę przestępstwa. Taka logika prowadzi wprost do podważania zaufania obywateli do swojego państwa.
Skutki tego myślenia obserwowaliśmy w Polsce przez kilkanaście lat od upadku komunizmu. Mieszkaniec Łodzi, który w drzwiach swojego domu zatrzymał uzbrojonego w nóż napastnika, trafił do aresztu. Powodem był fakt, że podczas szamotaniny napastnik został ugodzony swoim nożem w udo i się wykrwawił. Za kratkami ofiara ataku została zaszczuta i dwukrotnie próbowała popełnić samobójstwo. Życie tego człowieka zmieniło się raz na zawsze.
Trochę lepiej poradził sobie Dariusz Maciejewski, radny PO z podwrocławskiej Środy Śląskiej. Gdy grupa bandytów zaatakowała jego lokal (w sąsiedztwie jego domu), on w obronie sięgnął po dubeltówkę. Trzymał ją pod łóżkiem, bo wiele razy przestępcy grozili mu napadem.