Święte prawo do obrony

Jeśli państwo opowiada się po stronie napastnika, staje się obce dla ludzi szanujących prawo – twierdzi publicysta „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 27.04.2012 03:58

Mariusz Staniszewski

Mariusz Staniszewski

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Kwestionowanie prawa do obrony siebie i swojej rodziny jest jednym z największych grzechów środowisk lewicowych. Sprawa po czyjej stronie mają opowiedzieć się ograny państwa wydawała

się rozstrzygnięta raz na zawsze, gdy prokuratorów zwolniono z obowiązku wnoszenia aktu oskarżenia przeciwko osobie, która w obronie koniecznej raniła lub zabiła atakującego.

Rewizji tej zasady domaga się Cezary Łazarewicz z „Newsweeka" w artykule „Tato go zmiksował".

Sprawa Jackiewicza

Tekst dotyczy wydarzenia sprzed sześciu lat, gdy poseł PiS Dawid Jackiewicz w obronie własnej odepchnął atakującego go pijanego mężczyznę. Napastnik upadł tak nieszczęśliwie, że po kilku dniach zmarł. Badająca sprawę prokuratura umorzyła śledztwo, bo uznała to za obronę konieczną (pijany mężczyzna wcześniej zaczepił żonę i dziecko posła).

Decyzję prokuratury zatwierdził sąd, do którego odwołała się rodzina zmarłego. Sprawa powinna być więc uznana za zamkniętą, ale „Newsweek" uważa, że o ostatecznej niewinności posła PiS powinien zdecydować sąd podczas procesu.

Zakładając, że tekst ma charakter programowy (a nie wynika wyłącznie z chęci przyłożenia posłowi PiS w sytuacji, gdy notowania tej partii rosną, a nowy naczelny tygodnika otwarcie deklaruje niechęć do formacji Jarosława Kaczyńskiego, co świadczyłoby o niskich pobudkach autora), to należy się przyjrzeć, do czego prowadzi taki sposób myślenia.

Bronić ofiar

Obywatel, który idzie ulicą, prowadzi biznes czy siedzi we własnym domu w państwie prawa musi mieć przekonanie, że przestępca, który mu zagrozi, może się spotkać ze zdecydowaną reakcją. Ofiara nie musi salwować się ucieczką, szukać gorączkowo telefonu, by wezwać policję, ale ma prawo odeprzeć atak.

Co więcej, nie ma obowiązku zastanawiania się nad intencjami przestępcy. Nie musi rozstrzygać, czy chce on jedynie ukraść portfel czy też wymordować całą rodzinę. Napastnik stwarzający stan zagrożenia ofiary powoduje, że znajduje się ona pod szczególną ochroną. Takie przekonanie musi przede wszystkim głęboko utkwić w świadomości tych obywateli, którzy prowadząc normalne życie są potencjalnymi ofiarami, czyli większości.

Konsekwencją tego jest zachowanie organów państwa. Powinno ono brać w obronę przede wszystkim ofiarę, a nie napastnika. Postulowanie przez „Newsweeka" sytuacji, w której za każdym razem o niewinności osoby broniącej się ma decydować sąd, spowoduje, że inny organ państwa – prokuratura – będzie musiała ofiarę traktować jak napastnika, bo trzeba będzie przygotować przeciwko niej akt oskarżenia. Czyli uznać ją za sprawcę przestępstwa. Taka logika prowadzi wprost do podważania zaufania obywateli do swojego państwa.

Skutki tego myślenia obserwowaliśmy w Polsce przez kilkanaście lat od upadku komunizmu. Mieszkaniec Łodzi, który w drzwiach swojego domu zatrzymał uzbrojonego w nóż napastnika, trafił do aresztu. Powodem był fakt, że podczas szamotaniny napastnik został ugodzony swoim nożem w udo i się wykrwawił. Za kratkami ofiara ataku została zaszczuta i dwukrotnie próbowała popełnić samobójstwo. Życie tego człowieka zmieniło się raz na zawsze.

Trochę lepiej poradził sobie Dariusz Maciejewski, radny PO z podwrocławskiej Środy Śląskiej. Gdy grupa bandytów zaatakowała jego lokal (w sąsiedztwie jego domu), on w obronie sięgnął po dubeltówkę. Trzymał ją pod łóżkiem, bo wiele razy przestępcy grozili mu napadem.

Zanim został uniewinniony, prokurator porównywał go do bohatera filmu „Psy", który sprawiał, że trup kładł się gęsto. Tylko wyjątkowo silny charakter, wsparcie rodziny  i... mediów spowodowały, że mężczyzna był w stanie przetrwać koszmarny okres procesu.

Po co przychodzi przestępca

Zwolnienie prokuratorów z przygotowywania aktów oskarżenia przeciwko ofiarom ataków ograniczyło – na szczęście – tego rodzaju sytuacje. Dlatego przed sądem nie stanął maturzysta Kamil K. z Chojnowa, który po zdanym egzaminie dojrzałości z kolegami urządzał grilla. Gdy napadła na nich grupa miejscowych chuliganów, chłopak broniąc się pchnął jednego z napastników nożem. W efekcie ten zmarł w szpitalu.

Prokuratura stanęła na wysokości zadania. Nie tylko uznała, że działał w obronie własnej, więc nie będzie się starała wysłać go na ławę oskarżonych, ale w stan oskarżenia postawiła pozostałych napastników, którzy atakowali maturzystów. Według logiki Cezarego Łazarewicza na ławie oskarżonych  – może zresztą na tej samej – powinien siedzieć Kamil.

Zgodnie z tym sposobem myślenia swoją niewinność powinien także udowodnić mężczyzna, który w Skórzewie pod Poznaniem zastrzelił 18- latka. Gdy chłopak włamywał się do jego domu i wybił cegłówką okno, strzegący swojego domu mężczyzna użył broni. Posiadał ją legalnie, a uzyskał na nią pozwolenie, bo wiele razy wcześniej mu grożono.

Na szczęście prokuratura uznała, że działał w obronie własnej. Stwierdziła, że nie musi się zastanawiać, po co do jego domu w nocy przychodzi przestępca.

Podobnych przykładów jest więcej. We wszystkich najważniejsza jest relacja ofiara – państwo. Jeśli opowiada ono po stronie napastnika, staje się obce dla ludzi szanujących prawo. Nikt nie będzie próbował przeciwstawiać się przestępczości, gdy może go za to spotkać kara. Gdy bezwzględnie bierze w obronę ofiarę, rośnie jego autorytet i zaufanie. Bo w państwie prawa obywatel, który potrafi stawić czoła bandytom, powinien być traktowany jak bohater. Bez względu na to, czy jest członkiem partii czy nie.

Kwestionowanie prawa do obrony siebie i swojej rodziny jest jednym z największych grzechów środowisk lewicowych. Sprawa po czyjej stronie mają opowiedzieć się ograny państwa wydawała

się rozstrzygnięta raz na zawsze, gdy prokuratorów zwolniono z obowiązku wnoszenia aktu oskarżenia przeciwko osobie, która w obronie koniecznej raniła lub zabiła atakującego.

Pozostało 94% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości