Państwo przyjazne politykom

Blogerka Kataryna porównuje to, jak przepisy podatkowe działają w przypadku zwykłych obywateli, a jak w przypadku rządzących polityków.

Publikacja: 23.04.2013 17:42

Sławomir Nowak

Sławomir Nowak

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Przebojowy, przystojny i stylowy Sławek Nowak przyjął od bogatego przyjaciela modny zegarek i zapomniał o tym wspomnieć w deklaracji lub zapłacić od niego podatek. Sprawa po kończy się na żartach mniej lub bardziej złośliwych internautów.  Cóż, zdarza się - można powiedzieć. Zdarza się nawet bardzo często - ale tylko politykom. O tym, jak prawo podatkowe działa, kiedy podobną korzyść przyjmuje szary obywatel, pisze znana blogerka Kataryna, która przytacza interpretację Ministerstwa Finansów w sprawie analogicznej do "wymiany zegarków" ministra Nowaka.

Zgodnie z art. 710 ustawy Kodeks cywilny użyczenie jest umową, przez którą użyczający zobowiązuje się zezwolić biorącemu, przez czas oznaczony lub nie oznaczony na bezpłatne używanie oddanej mu w tym celu rzeczy. Istotą tej umowy jest jej bezpłatny charakter, co oznacza, że biorący w używanie nie ma obowiązku dokonywania żadnych świadczeń i opłat na rzecz dającego do bezpłatnego używania. Co do zasady, oddanie nieruchomości do nieodpłatnego używania innej osobie rodzi skutki podatkowe dla obu stron umowy, powodując powstanie przychodu zarówno po stronie użyczającego, jak i użytkującego.?

Minister Nowak nie jest jednak jedynym, który korzysta z bardziej swobodnej interpretacji fiskusa.

Cóż, nie wszyscy mają takie szczęście jak minister Graś, mieszkający sobie latami w cudzej willi i niepłacący z tego tytułu żadnych podatków. Gdyby minister Graś był tylko panem Grasiem, dowiedziałby się od fiskusa, że podatek z tytułu nieodpłatnego użyczenia lokalu należy się państwu zarówno od tego, kto nieruchomość za darmo użycza, jak i temu kto ją w użyczenie dostaje. Tak jak pewna pani, która użyczyła swojego mieszkania nieodpłatnie stowarzyszeniu na jego działalność statutową i była na tyle nierozważna, żeby zapytać fiskusa czy mu się z tego tytułu coś należy. No i się dopytała. (...) Nieprzystosowana do życia w III RP obywatelka, która nie dość, że się udziela społecznie oddając do dyspozycji swój majątek jakiemuś stowarzyszeniu, to jeszcze się do tego głupio przyznaje fiskusowi, musi zapłacić podatek od pieniędzy, których na oczy nie zobaczyła i trudno doprawdy uznać je za jej przychód. Bo fiskus każe sobie płacić podatek nawet od przychodów utraconych, jak w tym przypadku.

- pisze blogerka. Wniosek jest oczywisty:

Prawo, w szczególności podatkowe, jest dla frajerów, takich jak ta babka oddająca lokal stowarzyszeniu za darmochę, czy moja koleżanka, samotna matka, co roku wzywana do urzędu skarbowego, bo korzysta z ulgi na rehabilitację ciężko chorego syna (sam obóz kosztuje ją rokrocznie 10 000 zł) więc urząd musi sprawdzać, czy akt urodzenia oraz lekarska diagnoza są takie sam jak rok wcześniej.

Cóż, rządzący politycy na pewno frajerami nie są.

 

Publicystyka
Estera Flieger: Dlaczego rezygnujemy z własnej opowieści o II wojnie światowej?
Publicystyka
Ks. Robert Nęcek: A może papież z Holandii?
Publicystyka
Frekwencyjna ściema. Młotkowanie niegłosujących ma charakter klasistowski
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Mieszkanie Nawrockiego, czyli zemsta sztabowców
Publicystyka
Marius Dragomir: Wszyscy wrogowie Viktora Orbána
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku