Dyplomata, to podobno ktoś taki, kto potrafi powiedzieć "spie*dalaj" w taki sposób, że poczujesz podniecenie w związku ze zbliżającą się wyprawą. Jeśli by się trzymać powyższej definicji, szef dyplomacji naszego kraju chyba na dyplomatę by się nie kwalifikował. Dowiódł tego po raz kolejny dzisiaj, w rozmowie z Moniką Olejnik w Radiu Zet. Adresatami jego "spie*dalaj" (które bynajmniej nie brzmiało jak miłe zaproszenie do wyjścia) była - tradycyjnie już - prawica. A oto greatest hits z dzisiejszego wywiadu:
Nie mogło zabraknąć bon motów na temat Antoniego Macierewicza
Nie ma takiej bzdury, której nie wypowie nasza prawica żeby nie zaatakować rządu czy prezydenta. Ja się wręcz dziwię, że Antoni Macierewicz jeszcze nie udowodnił przy pomocy któregoś ze swoich profesorów, że budka tak naprawdę nie spłonęła, a race rzucał minister Graś.
Jest coś o pisowskim niewolnictwie:
Prawo i Sprawiedliwość, mam wrażenie, przestaje myśleć, gdy przychodzi do relacji z Rosją. Wystarczy zamachać czerwoną płachtą rosyjską i to są jakieś takie odruchy niewolnika, który musi pokazać, że w ogóle istnieje i który uważa, że rzucanie się na silniejszego to jest jedyny paradygmat polskiej polityki zagranicznej.