Miednica Dutkiewicza, krzakologistyka Sienkiewicza

„Nad Śląskiem tylko niebo” – ktoś powie, że to nie poezja? Ten tekścik wisi na szczycie wrocławskiego wieżowca. Chodzi, oczywiście, o „Śląsk” Wrocław. Prześmieszne - „Bab są miliony, Śląsk jest tylko jeden!” – czytam znów gdzie indziej. Opowieść o życiu, honorze i sporej nieraz cenie meczu.

Publikacja: 30.04.2014 08:25

Anna Kozicka–Kołaczkowska

Anna Kozicka–Kołaczkowska

Foto: archiwum prywatne

Pamiętam przerażenie amerykańskiej, wielodzietnej rodzinki i jej skok do ucieczki z kanapek sprzed „Kultury", gdy w oddali Krakowskiego Przedmieścia ukazał się pochód „Legii". Tysiące kibiców przechodziły potem obok nas ławą dobre półtorej godziny, ale spanikowani Amerykanie odzyskali równowagę i przyłączyli się do zabawy dopiero po kwadransie. Pan z hotelowej recepcji nie omieszkał ich ostrzec przed bandami polskich ksenofobów, morderców, faszystów, terrorystów i agresywnych dzieciobójców oraz, że na ich widok należy ratować życie. Taki majstersztyk promocji, którego nie przebije żadne, jednorazowe Euro. Polska ksenofobiczna jest zjawiskiem wygodnym i pożądanym we współczesnym świecie. Dobrze mieć etatową ofiarę, która w katolickim sumieniu weźmie na siebie te dzikie winy – zwłaszcza obozy koncentracyjne i hitleryzm, czyli socjalizm niemiecki zwany humorystycznie nazizmem. W razie czego, przyda się świetny pretekst, by gniazdo nazizmu rozedrzeć ostatecznie. Temu Śląsk, temu Pomorze, temu Przemyśl, albo jeszcze coś innego i ludzkość odetchnie.

Amerykańskiej rodzince trudno było uwierzyć, że puściwszy się pod Kolumnę Zygmunta w ślad za kibicami, uciekać musi dopiero wtedy, gdy ujrzy biegnących, uzbrojonych w broń i pały kosmitów w hełmach, że dopiero w bliskości takich, czarnych legii nie sposób czuć się bezpiecznie.

Cóż, wystarczy bowiem w życiu tylko raz, najwyżej dwa zetknąć się z resortem i już wiesz obywatelu,jaki jesteś malutki. Choćby resort był chwilowo wystrojony tylko w czapkę okrągłą i wychynął z suszarką naprzeciw ciebie zza winkla pustej i szerokiej jak lotnisko dwupasmówki, zasilając skarb metodą krzakologistyki. Resortowiec miejscowy objawia ludzkie oblicze jedynie w zetknięciu z klasycznym chuliganem angielskim, który panoszy się po mikroskopijnym, krakowskim Śródmieściu wymiotując i tym podobnie, gdzie popadnie. Na widok obnażonego, cuchnącego, ryczącego prostaka czyni on błyskawiczny zwrot w tył. Twierdzi, że pogadałby w języku Szekspira, ale że nie potrafi, to jakoś mu głupio pałować tym razem. Czyli pora, by rodacy przeegzaminowali z języka polskiego policję ojczyzny chuligana.

Najnowszy minister resortu - Sienkiewicz zapowiedział zero litości dla chuliganów, a jednak o poturbowanej miednicy prezydenta Wrocławia Dutkiewicza dotąd nic konkretnego nie wiemy. O kodeksie Boziewicza w kraju rotmistrza Pileckiego, Westerplatczyków, obrońców Poczty Gdańskiej oraz Skrzetuskiego i Wołodyjowskiego mamroczą dziś tylko zasuszeni antykwariusze, a my doczekaliśmy czasów zdumiewających. Potomnym Bolesława Chrobrego i dumnego Norwida opada dziś szczęka na wieść o kodeksie honorowym Koreańczyków - podać się do dymisji z poczucia odpowiedzialności, popełnić samobójstwo w powodu śmierci podopiecznych. Mój Boże, ambicja, oddanie, godność, odwaga cywilna i zawodowa odpowiedzialność jeszcze żyją! W Azji.

W kwestii połamanej miednicy Dutkiewicza mamy ciszę i komfort dla rekonwalescenta. To dobrze, bo fiolki z krwią każdego chuligana komunikacyjnego, także takiego, który wjeżdża wprost pod tramwaj w strefie zakazu ruchu aut, przepisowo trzyma się tylko dwa tygodnie. Jeśli w ogóle jakiś ryzykant uparł się pobierać krew od osoby jawnie lepszej od wszystkich. Pośród pospólstwa całego kraju nie znalazłby pewnie drugiego takiego oryginała, co zerwawszy się z łoża o czwartej zatęskni za kardynałem - seniorem Gulbinowiczem i puści się doń autem na azymut przez wyspę, którą władza miasta, czyli prezydent, każe przemierzać na nóżkach. Najgorzej jednak chyba ma pan motorniczy.

Sądząc zaś po kabaretowych popisach wysokich sądów, myślę że dyrektorom szkół, nauczycielom, lekarzom, pielęgniarkom, wychowawcom domów dziecka powinna zapalić się w głowach czerwona lampka, gdyż ich zajęcie wydaje się obarczone niewąskim ryzykiem karalności. Argument opieki nad kimś, kto w przyszłości zostanie bandytą może miejscowemu, wysokiemu sądowi posłużyć za pretekst do wtrącenia za kratki. Świadczyłby o tym przyczynek do uzasadnienia kary więzienia dla surowej siostry boromeuszki na temat wytropienia dwojga sierot z jej zakładu, które w wieku dorosłym zeszły na psy. Pomyśleć, co się wkrótce może dziać z racji tego precedensu! Podstawówki, licea, a nawet uniwersytety wychowały tysiące przestępców. Lekarze wyleczyli miliony bandytów. Nie zazdroszczę ani nauczycielom, ani lekarzom.A gdy wyjdzie na jaw, ilu morderców i gwałcicieli wspaniałomyślnie ocalił wysoki sąd?  Bierzmy się za wznoszenie nowych więzień, bo doprawdy bandy potencjalnych skazańców już szwendają się bezkarnie po ulicach.

Nigdy też nie pojmę, czym wodzenie kierownicy auta ręką pijanego różni się od wymachiwania ludziom przed nosem nabitą bronią z palcem leżącym na cynglu. Gdy słyszę, że za zabicie - zamordowanie dwóch dziewczynek grozi pijakowi „aż dwanaście lat więzienia", to kompletnie do mnie nie dociera ani to, ani w czyim imieniu działa litera takiego prawa.

Nie wiem, w jakiej dziedzinie resort ministra Sienkiewicza, tak chętny do okładania kibiców, biegania setkami w kaskach na mityng nawet kilku narodowców z biało-czerwonymi flagami, ochrony przed warszawiakami paskudnej, metalowej „tęczy" etc. kompromituje się najbardziej, ale gdyby na wrocławskiej Wyspie Piaskowej znalazł się stróż prawa, to prezydent Dutkiewicz może nie władowałby się pod tramwaj. Gdyby zalany w trupa alkoholik, który zabił w niedzielę dwie dziewczynki wiedział, że ryzykuje spotkanie z poważną władzą, to nie wyprawiłby się po flaszkę, a dziewczynki żyłyby.

Nie jesteśmy chronieni przed bandytami za kierownicą - śmiercionośną machiną, którą dziś dysponuje byle debil. Powtórne wydawanie prawa jazdy alkoholikom, piractwo wbrew przepisom i znakom, wyścigi tirów – to wciąż norma, choć aut policyjnych, tak do walk miejskich, jak do krzakologistyki jest kilkaset razy za dużo, krzakologistyka stacjonarna jest wiodącą specjalnością policji, a film „Drogówka" to nie fantasy.

Najnowszy minister Sienkiewicz nie wymiata. Lew Stefka Burczymuchy piszczy jak myszka pod miotłą. A zjazd z autostrady do Opola znów kwitnie odblaskowymi udami sprzedawczyń grzybicy i seksu, z którymi opolski resort miał już nie współpracować. Jeszcze nowa pani komendant, a metody pracy już stare. Jedziesz tam tylko raz w miesiącu i grzybiarki widzisz. Policja nie widzi, choć do krzaków, gdzie kasuje jeleni dojeżdża codziennie. Krzakologistyka z krzakoterapią w jednym stoją domu. W naszym domu, niestety.

Pamiętam przerażenie amerykańskiej, wielodzietnej rodzinki i jej skok do ucieczki z kanapek sprzed „Kultury", gdy w oddali Krakowskiego Przedmieścia ukazał się pochód „Legii". Tysiące kibiców przechodziły potem obok nas ławą dobre półtorej godziny, ale spanikowani Amerykanie odzyskali równowagę i przyłączyli się do zabawy dopiero po kwadransie. Pan z hotelowej recepcji nie omieszkał ich ostrzec przed bandami polskich ksenofobów, morderców, faszystów, terrorystów i agresywnych dzieciobójców oraz, że na ich widok należy ratować życie. Taki majstersztyk promocji, którego nie przebije żadne, jednorazowe Euro. Polska ksenofobiczna jest zjawiskiem wygodnym i pożądanym we współczesnym świecie. Dobrze mieć etatową ofiarę, która w katolickim sumieniu weźmie na siebie te dzikie winy – zwłaszcza obozy koncentracyjne i hitleryzm, czyli socjalizm niemiecki zwany humorystycznie nazizmem. W razie czego, przyda się świetny pretekst, by gniazdo nazizmu rozedrzeć ostatecznie. Temu Śląsk, temu Pomorze, temu Przemyśl, albo jeszcze coś innego i ludzkość odetchnie.

Pozostało 84% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Jak budować współpracę między samorządem, biznesem i nauką?
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości