Prezydent Dalia Grybauskait? to polityk, któremu, delikatnie mówiąc, nie układa się z żadnym ważnym politykiem z Polski. Mimo doświadczeń z Brukseli, gdzie była komisarzem, w wydaniu krajowym jest typową przedstawicielką litewskiego nacjonalizmu. Co po części tłumaczy jej popularność. Kolejne pięć lat z nią w roli prezydenta to kolejne stracone lata dla stosunków polsko-litewskich.
W niedzielę zdobyła prawie 46 proc. głosów i trudno się spodziewać, by przegrała w drugiej turze z Zigmantasem Balčytisem, który uzyskał poparcie zaledwie 13,6 proc. głosujących. Zaledwie, jak na przedstawiciela głównego ugrupowania rządu – Partii Socjaldemokratycznej. To zresztą brukselski zesłaniec tej partii, niegdyś postkomunistycznej, który walkę o przywództwo przegrał osiem lat temu. Jego szef, premier Algirdas Butkevičius, wolał się nie pchać do prezydenckiej gry, by nie narazić się Grybauskait?. Po pokonaniu go mogłaby mu nie dać ponownie nominacji na szefa rządu.
– Zwycięstwo Balčytisa jest mało prawdopodobne, wymagałoby niesamowitej mobilizacji jego partii, włączenia machiny wyborczej, składania obietnic. A on w pierwszej turze nie uzyskał poparcia nawet całego twardego elektoratu socjaldemokratycznego – mówi „Rz" Audrius Bačiulis, publicysta tygodnika „Veidas".
Piąte miejsce zajął w niedzielę Waldemar Tomaszewski, kandydat współrządzącej Akcji Wyborczej Polaków na Litwie. Ze świetnym wynikiem 8,2 proc. To znacznie więcej niż w poprzednich wyborach (4,7 proc.) i więcej, niż jest Polaków na Litwie (7 proc.). W kampanii, i to jest druga niedobra wieść dla Warszawy, przekroczył granicę przyzwoitości w przymilaniu się do elektoratu rosyjskiego ?(6 proc.). W czasie gdy Rosja odbierała Ukrainie Krym, krytykował nie Putina, ale pomysł nałożenia sankcji na Moskwę, i odmawiał uznania rządu Jaceniuka. Ostatnio zaś paradował, jak separatyści we wschodniej Ukrainie, z rosyjską wstęgą św. Jerzego.
Tomaszewski, europoseł, który w Brukseli zasiada w jednej partii z PiS, okazał się jedynym prorosyjskim kandydatem. Dotychczas tę rolę odgrywali Litwini – Rolandas Paksas czy Kazimira Prunskien?. W tak trudnym dla regionu momencie, niestety Polak.