Od dobrych kilku lat w polskiej literaturze rozwija się i wyodrębnia zupełnie nowy gatunek: literatura IV RP. Gatunek ten charakteryzuje się własną poetyką, własnymi słowami-kluczami, własnymi zasadami. Trudno ją formalnie zakwalifikować: to coś na pograniczu literatury grozy i surrealizmu, choć nie brakuje w niej też wątków komicznych. Niekoniecznie zamierzonych. Niestety, 7 lat po zakończeniu rządów Kaczyńskiego, wydawało się, że forma ta powoli się wyczerpuje: że mimo stale zagrażającego widma IV RP, mimo PiS-u ciągle będącego za rogiem, gatunek ten coraz mniej "grzeje", ma coraz mniej odbiorców i co raz mniej autorów.
Nieszczęsny ten trend zatrzymał na szczęście wczoraj Sejm, który nie dopuścił do uchylenia immunitetu Mariuszowi Kamińskiemu, pozbawiając jego i nas przyjemności publicznego przedstawienia wszystkich grzechów IV RP.
Ożywczy efekt tego zdarzenia był natychmiastowy. Na łamy "Gazety Wyborczej" jak na rewolucyjne barykady wstąpił Wojciech Czuchnowski. Czuchnowski jest dla omawianego gatunku literatury tym, kim Paulo Coelho jest dla literatury popularnej - i dobitnie pokazuje to w artykule zatytułowanym "Lodowaty powiew IV RP" (nb. już sam tytuł zawiera w sobie esencję wszystkiego tego, czym jest literatura IV RP).
Autor tekstu ze zręcznością wirtuoza uderza we wszystkie znane i lubiane akcenty.
Mamy więc delikatną aluzję porównującą "IV RP" do państwa totalitarnego: