Lepiej późno niż wcale – tak można jednym zdaniem podsumować fakt, że wszyscy biskupi wycofali się komitetu honorowego marszu w obronie demokracji i wolności mediów, który w sobotę organizuje PiS. Niesmak jednak pozostał, a cena jaką przyjdzie zapłacić Kościołowi za kilkudniowy pobyt hierarchów w komitecie będzie niestety duża.
Od początku wiadomym było, że marsz PiS w rocznicę stanu wojennego to manifestacja czysto polityczna. Nie od dziś także wiadomo, że Jarosław Kaczyński (przy całym szacunku do jego osoby) wszelkimi możliwymi metodami usiłuje instrumentalnie wykorzystać autorytet Kościoła do doraźnej walki politycznej.
Chciałbym wierzyć w to, że obecność najważniejszych polityków tej partii na największych uroczystościach kościelnych, urodzinach Radia Maryja, itp. autentycznie wypływa z głębokiej wiary. Coraz częściej odnoszę jednak wrażenie, że w PiS panuje przekonanie, że w kościele trzeba bywać, bo jest to konieczne do budowy wizerunku. Czy takich miał na myśli Jezus, gdy mówił: „Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać"? Nie wiem.
Problemem dużej części księży w Polsce – w tym oczywiście także biskupów – jest to, że tego nie dostrzegają. A tak chyba stało się w przypadku tego marszu. Zabrakło wyobraźni, rozeznania sytuacji, wrażliwości. Biskup, jak każdy Polak, ma prawo do posiadania własnych poglądów politycznych, swobodnej wypowiedzi. Nie może jednak swoim nazwiskiem firmować działań jednej określonej partii politycznej. Ma być tym, który dba o jedność. I tym właśnie słowem umotywowano wyjście biskupów z komitetu. Bo Kościół ma być jednością – niezależnie od tego po której stronie sceny politycznej sytuują się sympatie poszczególnych jego członków. A w tej jedności pasterze mają dbać o życie duchowe wszystkich członków Kościoła.
Doskonale wyraził to przed kilkoma laty papież Benedykt XVI. Podczas pielgrzymki do Polski w 2006 roku w warszawskiej katedrze powiedział m.in. takie słowa: "Wierni oczekują od kapłanów tylko jednego, aby byli specjalistami od spotkania człowieka z Bogiem. Nie wymaga się od księdza, by był ekspertem w sprawach ekonomii, budownictwa czy polityki. Oczekuje się od niego, by był ekspertem w dziedzinie życia duchowego".