Amerykańscy generałowie się kajali. Tłumaczyli, że zostali wprowadzeni w błąd przez afgańską armię rządową, która sugerowała, iż wśród pacjentów ukryli się talibowie. Z przeprosinami wystąpił i prezydent Barack Obama. Ale w związku z tą sprawą zapewne usłyszymy jeszcze wiele antyamerykańskich wypowiedzi.
Zupełnie inaczej jest z Rosjanami. Oni wraz z lotnictwem dyktatora Baszara Asada zbombardowali od końca września wiele szpitali w Syrii. Jednak o tym nie informują. Niczego nie tłumaczą, nie mówiąc już o przeprosinach. Nie słychać też zbyt wielu antyrosyjskich wypowiedzi z innych źródeł, mimo że Moskwa odpowiada za śmierć cywilów i niosących im pomoc medyków.
Połowę zaatakowanych w Syrii szpitali prowadzą Lekarze bez Granic, podobnie jak ten w afgańskim Kunduzie. I tu, i tam zginęli pracownicy tej organizacji oraz pacjenci. Jednak od ostrzału w Afganistanie nie upłynęło nawet kilkadziesiąt godzin, a Lekarze bez Granic otwarcie mówili o odpowiedzialności Amerykanów. Teraz, choć bomby na szpitale w północno-zachodniej Syrii spadają od miesiąca, organizacja w swoim komunikacie w ogóle nie wspomina o Rosji. Jakby się krępowała. Z komunikatu wynika jednak jasno, że pierwsze bomby spadły wtedy, gdy rozpoczęły się rosyjskie naloty. Dwanaście zaatakowanych szpitali znajduje się dokładnie w tych prowincjach, które od końca września są na celowniku Rosjan i Asada.
Trudno o lepszy przykład propagandowego triumfu Moskwy. Jeżeli chodzi o ocenę toczących się na świecie wojen, Rosja całkowicie narzuciła swoją narrację: Amerykanie i ich zachodni sojusznicy są źli i jeszcze sami się do tego przyznają. O złu wyrządzanym przez Rosjan wspomina się między wierszami.
Niestety, w czasie wielkiego kryzysu, imigracyjnego i finansowego Zachód traktuje swoje wartości w miarę poważnie tylko wtedy, gdy rozlicza własne rządy. To, co poza nim, nie podlega już żadnej moralnej ocenie. Inni mogą łamać święte niegdyś dla zachodniej opinii publicznej normy i prawa, ale jej to już nie obchodzi.