Amerykanie doświadczają interwencji Bożej w życie polityczne zarówno republikanów, jak i demokratów. Bo jak inaczej wyjaśnić zamach na Donalda Trumpa? Strzelić z odległości 270 metrów i trafić w ucho, tak by zostawić fotogeniczną stróżkę krwi na twarzy? To przecież oczywisty dowód interwencji Bożej. I potwierdzenie przysłowia: „Człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi”.
Zastanawiam się, czy można by powtórzyć taki strzał z odległości 150 metrów w koniuszek ucha. Nie byłoby chyba odważnych, by poddać się takiemu eksperymentowi. Czasy Wilhelma Tella, który strzela z kuszy w jabłko na głowie swego syna, minęły bezpowrotnie.