Reklama

Łukasz Warzecha: 51 lat po aferze Watergate mamy swoją

Animatorami polskiej polityki mogą być wkrótce nie wybory, ale służby.

Publikacja: 08.03.2023 03:00

Ruch z udziałem Jacka Karnowskiego (na zdjęciu), Rafała Trzaskowskiego i innych chce być częścią wię

Ruch z udziałem Jacka Karnowskiego (na zdjęciu), Rafała Trzaskowskiego i innych chce być częścią większej całości

Foto: Fotorzepa, Jakub Czermiński

W czerwcu 1972 r. policja schwytała sprawców włamania do pomieszczeń komitetu wyborczego Partii Demokratycznej w budynku Watergate na obrzeżach Waszyngtonu. Instynktem dziennikarskim wykazał się wówczas Barry Sussman, szef działu miejskiego „The Washington Post”. Uznał, że za włamaniem kryje się jakaś głębsza afera, której opisanie powierzył duetowi: Bobowi Woodwardowi i Carlowi Bernsteinowi.

Dalszy ciąg wszyscy znamy. Richard Nixon, który pół roku wcześniej drugi raz wygrał wybory, nie nacieszył się drugą kadencją długo. Dziennikarskie śledztwo wykazało, że włamanie do Watergate miało na celu zainstalowanie podsłuchów w siedzibie demokratów, a w sprawę zamieszane były państwowe służby. Skandal był tak potężny, że Nixonowi groził impeachment, czyli usunięcie z urzędu. Prezydent wolał na to nie czekać. W sierpniu 1974 r. sam ogłosił swoją rezygnację.

Czytaj więcej

Jacek Nizinkiewicz: Inwigilowanie opozycji prowadzi do nieuczciwych wyborów

Afera Watergate jest symboliczna. Nie tylko pokazuje, jak fundamentalną rolę pełnią w demokracji media, jeśli nie są pod kontrolą władzy albo nie służą tym czy innym partyjnym celom. Symbolizuje też czerwone linie demokracji.

Wydawałoby się, że dla każdej demokracji Watergate powinno być memento, uodparniającym ostatecznie władzę na próby używania służb i przynależących do nich instrumentów dla osiągania partyjnych celów. Lecz oto minęło 51 lat i mamy w Polsce sprawę Pegasusa, która wróciła właśnie z przytupem wraz z informacjami, że wśród podsłuchiwanych tą technologią polityków był Jacek Karnowski, prezydent Sopotu, w czasie, gdy pracował nad kampanią PO do Senatu w ostatnich wyborach.

Reklama
Reklama

Do PO można mieć mnóstwo uwag, a nawet można ją uważać za partię szkodzącą Polsce. To nie jest zabronione. Jednak ocena działalności PO to jedno, a przyzwolenie na stosowanie metod rodem z afery Watergate przeciwko niej to coś całkiem innego. Rządzący nie wytłumaczyli się z tego. Nie skomentowali nawet niebudzących już wątpliwości informacji o stosowaniu Pegasusa wobec przedstawicieli opozycji. Sprawa, której prześwietlenie powinno być – jak to się w końcu stało z Watergate – w interesie wszystkich, jest traktowana jako element partyjnej wojenki. Sympatycy PiS uważają, że nic się nie stało, bo przecież niemieckich pachołków z Platformy podsłuchiwać można. Co innego, gdyby komuś przyszło do głowy podsłuchiwać Wielkich Patryjotów z PiS.

Tymczasem nie ma żadnego znaczenia, kto kogo, ale co się działo. Jeśli raz pozwoli się na takie praktyki, to bądźmy pewni, ich ofiarami w następnej kolejności staną się ci, którzy po takie środki teraz sięgają. A animatorem polskiej demokracji będą nie wyborcy, ale służby.

Autor jest publicystą „Do Rzeczy”

Publicystyka
Dani Dayan: Naszym celem jest zawsze ochrona prawdy
Publicystyka
Jarosław Kuisz: Dwa Zachody – zupełnie różne światy, które coraz więcej różni
Publicystyka
Jan Zielonka: Kto przekona europejskich wyborców i polityków, by poszli po rozum do głowy?
Publicystyka
Prof. Piątkowski: Gospodarcza droga do przyszłości
Materiał Promocyjny
Startupy poszukiwane — dołącz do Platform startowych w Polsce Wschodniej i zyskaj nowe możliwości!
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Jak Donald Trump obnaża słabość Karola Nawrockiego
Materiał Promocyjny
Jak rozwiązać problem rosnącej góry ubrań
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama