Najważniejsze zadanie Bidena: powstrzymać Chiny

Za 7 lat ChRL będzie pierwszą gospodarką. Nie może wtedy decydować o świecie.

Aktualizacja: 21.01.2021 10:03 Publikacja: 20.01.2021 18:43

Administracja odchodzącego Donalda Trumpa uznała chińskie represje wobec mniejszości ujgurskiej za „

Administracja odchodzącego Donalda Trumpa uznała chińskie represje wobec mniejszości ujgurskiej za „ludobójstwo”. Na zdjęciu z maja 2019 r.: obóz „reedukacyjny” dla Ujgurów niedaleko miejscowości Hotan w prowincji Xinjiang

Foto: AFP

Z pozoru wygląda to na zatruty prezent. W ostatnich godzinach urzędowania sekretarz stanu Mike Pompeo opublikował notę, w której określa represje Pekinu wobec Ujgurów jako „ludobójstwo". To wiąże ręce jego następcy, Antony'emu Blinkenowi. Tym bardziej że ruch Pompeo jest tylko częścią szerszej kampanii odchodzącej administracji Trumpa wobec Chin.

Kilka dni wcześniej zniosła ona ustanowione jeszcze w 1979 r. ograniczenia w kontaktach politycznych na wysokim szczeblu między Waszyngtonem i Tajpej. Na czarną listę firm, z którymi Ameryka nie chce współpracować, wpisano też kolejne chińskie koncerny, w tym Xiaomi, trzeciego największego producenta telefonów komórkowych na świecie.

Tyle że Joe Biden wcale nie chce łagodzić twardej linii wobec Pekinu, jaką dziedziczy po swoim poprzedniku. I może być wręcz wdzięczny, że to Donald Trump podjął decyzje, które jemu samemu, na otwarciu, trudno byłoby ogłosić.

Zaraza, sojusznik Pekinu

Pandemia jeszcze bardziej wyostrzyła zagrożenia, jakie niesie ze sobą narastająca potęga Chin. Dzięki radykalnemu zamrożeniu gospodarki na przełomie 2019 i 2020 roku Xi Jinping mimo początkowych błędów zdołał bowiem znacznie szybciej od Ameryki i Europy uporać się z zarazą. Dzięki temu uniknął kolejnych lockdownów: gdy Zachód uginał się pod restrykcjami, Chiny szły do przodu. Dzięki temu okazały się jedyną dużą gospodarką, która uniknęła z powodu pandemii recesji. W ub.r. wzrost osiągnął 2,2 proc., a w tym roku Chiny mają się zdaniem MFW rozwijać w tempie 8,2 proc.

Homi Kharas, ekspert waszyngtońskiej Brookings Institution, uważa, że dzięki temu Państwo Środka już w 2028 r. obejmie prowadzenie na liście największych gospodarek świata. A więc jeszcze przed upływem ewentualnej drugiej kadencji Bidena.

Pekin ubiegł Bidena

Ten sukces bardzo mocno przekłada się na starcie geopolityczne obu mocarstw. W wywiadzie dla „New York Timesa" jesienią ub. r. prezydent elekt mówił: „Sądzę, że najlepsza strategia wobec Chin to taka, w której wszyscy nasi sojusznicy, a raczej ci, których do tej pory uważaliśmy za sojuszników, będą na jednej linii. To będzie priorytet pierwszych tygodni mojej prezydentury".

Jednak Xi ubiegł Bidena. W listopadzie Pekin zdołał skłonić 15 krajów Azji Południowo-Wschodniej do przystąpienia do porozumienia o współpracy gospodarczej, w grudniu na to samo pod presją Niemiec zdecydowała się Unia. Pokusa zysków z robienia biznesu z krajem, w którym żyje już jedna czwarta klasy średniej świata, najwyraźniej przeważyła nad obroną praw człowieka czy odbudową więzi transatlantyckich.

Biden chce z tym większą determinacją powstrzymać reżim Xi przed dalszym umacnianiem znaczenia Chin na scenie międzynarodowej. Zaczynając od karnych ceł, które ku oburzeniu liberalnej opozycji wprowadzał Trump.

– Nie zamierzam podejmować jakichś natychmiastowych kroków, i tyczy się to także ceł – zapowiedział Biden, odnosząc się do 25-proc. opłat nałożonych przez jego poprzednika na połowę chińskiego eksportu do USA, które miały być teoretycznie zniesione na podstawie „pierwszej fazy" porozumienia między Waszyngtonem i Pekinem.

Kolejnym polem konfrontacji może być Tajwan. W czasie wtorkowego przesłuchania Antony Blinkena przewodniczący senackiej komisji spraw zagranicznych Jim Risch ostrzegł, że po faktycznej likwidacji autonomii Hongkongu przez Xi w minionym roku teraz może przyjść kolej na podporządkowanie wyspy przez komunistyczny reżim. Jego zdaniem rozbudowa i modernizacja chińskich sił zbrojnych w „radykalny sposób" zmieniła już równowagę sił w rejonie Pacyfiku i Oceanu Indyjskiego. Jednak nowy sekretarz stanu zapowiedział, że „Ameryka da Tajwanowi środki na zapewnienie swojej obrony".

Do twardej linii wobec Pekinu nową administrację skłonił nie tylko przykład Trumpa. W trakcie pierwszej kadencji Baracka Obamy, w której Biden służył jako wiceprezydent, Waszyngton próbował wciągnąć Pekin do „współodpowiedzialności" za losy świata. To był dalszy ciąg strategii Billa Clintona, autora przyjęcia Chin do WTO. Obama został jednak przez Xi oszukany: chiński przywódca nie dotrzymał złożonej w 2015 r. obietnicy zaniechania budowy umocnień wojskowych na Morzu Południowochińskim. Nie wywiązał się także z zapowiedzi skłonienia Korei Północnej i Iranu do zaniechania rozwoju (w pierwszym przypadku) oraz o pozyskania (w drugim) broni jądrowej. Zamiast oczekiwanej liberalizacji chińskiego reżimu Xi zaczął też umacniać swoją pozycję, znosząc już za Trumpa ograniczenia w długości sprawowania władzy i rzucając Ameryce wyzwanie w obszarze najnowszych technologii.

Koniec przyjaźni z Xi

Już Barack Obama w swojej drugiej kadencji radykalnie zmienił więc politykę: to był powód koncentracji (pivot) na Azji. Autor tego manewru Kurt Campbell będzie teraz u Bidena koordynował politykę wobec Pekinu.

Obama zdołał wynegocjować Partnerstwo Transpacyficzne: umowę o głębokiej integracji gospodarczej obejmującą czołowe kraje Azji Południowo-Wschodniej, ale bez Chin. Trump, odrzucając politykę „multilateralizmu", zerwał jednak to porozumienie. Teraz Bidenowi będzie bardzo trudno powrócić do niego.

Nowy prezydent chce jednak być o wiele bardziej konsekwentny od swojego poprzednika. Wprowadzenie restrykcji nie będzie przerywane deklaracjami o „przyjaźni z Xi". Sposobem na zepchnięcie Chin do defensywy ma być też pomoc państwa w rozwoju nowych technologii w USA, a nie tylko nakładanie restrykcji na ich eksport z ChRL.

Z pozoru wygląda to na zatruty prezent. W ostatnich godzinach urzędowania sekretarz stanu Mike Pompeo opublikował notę, w której określa represje Pekinu wobec Ujgurów jako „ludobójstwo". To wiąże ręce jego następcy, Antony'emu Blinkenowi. Tym bardziej że ruch Pompeo jest tylko częścią szerszej kampanii odchodzącej administracji Trumpa wobec Chin.

Kilka dni wcześniej zniosła ona ustanowione jeszcze w 1979 r. ograniczenia w kontaktach politycznych na wysokim szczeblu między Waszyngtonem i Tajpej. Na czarną listę firm, z którymi Ameryka nie chce współpracować, wpisano też kolejne chińskie koncerny, w tym Xiaomi, trzeciego największego producenta telefonów komórkowych na świecie.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Gruzja o krok od przepaści
Publicystyka
Ćwiek-Świdecka: Czy nauczyciele zagłosują na KO? Nie jest to już takie pewne
Publicystyka
Tomasz Grzegorz Grosse, Sylwia Sysko-Romańczuk: Gminy wybiorą 3 maja członków KRS, TK czy RPP? Ochrona przed progresywnym walcem
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Dlaczego Tusk przerwał Trzeciej Drodze przedstawianie kandydatów na wybory do PE
Publicystyka
Annalena Baerbock: Odważna odpowiedzialność za wspólną Europę
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił