"Wstydzę się każdego dnia, kiedy przyszło mi podać ci rękę, ty gnoju..." - napisał Janusz Panasewicz, były kolega po fachu Kukiza z zespołu Lady Pank. I to chyba wystarczy.
Zatem doprawdy nie wiem jaki jest sens mielić we własnym żołądku rzygowiny. Ale one mi się nie pierwszy raz mielą, podchodzą pod gardło, strach usta otworzyć, by nie womitować w miejscu publicznym. Nie pierwszy raz podchodzą, gdy widzę jak w chamski, beznadziejnie chamski i cyniczny sposób ogłupiany jest mój Naród. Jak odbiera nam się szacunek w świecie, pozbawia godności, stosując makiawelizm na każdym poziomie polityki. Wszystko to z paranoicznej chęci utrzymania się przy władzy wszelkimi możliwymi sposobami: zastraszaniem, przekupstwem, kłamstwem, populistyczną indoktrynacją i tak już dostatecznie otępiałego tzw. suwerena.
I Kukiz pięknie się w ten obraz wkleja. Wyśpiewywał kiedyś: żeby narodowi mogli spętać ręce ( "Zakazane piosenki"), i o Hitlerze wyśpiewywał, i o posłance Berger, i o mamonie, którą politycy zapychają sobie kieszenie. A gdy wpadł na głupi pomysł, że sam zostanie politykiem, też jawił nam się w pierwszej fazie swojej działalności jako kontestator skostniałych, nieprawych rządów. Dzisiaj staje po stronie, nie tylko jako członek (sic!) politycznej korupcji, współczesnych "targowiczan", którzy za nic mają dobro Polski i Polaków. Ich rozwój i bezpieczeństwo. Staje po stronie tych, którzy chcą nas wyprowadzić z Unii, skonfliktować z Amerykanami, jedynymi realnymi gwarantami naszego bezpieczeństwa.
Każdy wie, że odejście od pryncypiów, z których najważniejszym dla Amerykanów jest demokracja i praworządność, odsunie nas poza orbitę ich zainteresowań, bo poza interesami ważne są wartości, które polski rząd ma za nic. Ale to dla Kukiza jest bez znaczenia; staje po "ciemnej stronie mocy", która w cyniczny sposób tworzy autorytarne rządy, na powrót wpycha nas w ramiona Władimira Putina. Kukiz wspiera ją, bo dobrze wie, że miłośnik kota jest dla niego jedyną szansą utrzymania poselskiego stolca.