Westerplatte: kurort – bastion – symbol

Najciekawsza część wystawy to opowieść o przyczynach powstania polskiej składnicy

Publikacja: 30.09.2009 04:51

Piotr Semka

Piotr Semka

Foto: Fotorzepa

[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/fafara/2009/09/30/wdowczyk-na-zywo-2/]Skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]Wystawa na Westerplatte to pierwsza ekspozycja sygnowana przez Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Zaczyna się od mało znanych informacji z historii półwyspu. Już w 1734 r. wylądowały tu trzy pułki francuskie wysłane przez Ludwika XV na pomoc Stanisławowi Leszczyńskiemu obleganemu przez Rosjan. Potem na chwilę pojawili się tu żołnierze Napoleona. Wiele miejsca poświęcono przełomowi XIX i XX w., gdy Westerplatte było wczasowym kurortem. To najwyraźniej wpływ albumów typu „Był sobie Gdańsk” zafascynowanych epoką fin de siecle’u.

Ale zaraz potem otwiera się bodaj najciekawsza część wystawy – opowieść o przyczynach powstania polskiej składnicy na Westerplatte. Autorzy włożyli dużo wysiłku w wytłumaczenie, dlaczego Polska musiała walczyć o uzyskanie w wieczystą dzierżawę półwyspu u ujścia Wisły. Opowiadają i o bolszewickiej nawale, i o tym, jak gdańscy komuniści sparaliżowali wyładunek amunicji dla walczącej w sierpniu 1920 r. Warszawy, i jak Polska wywalczyła w Lidze Narodów prawo do własnej składnicy importowanej broni i amunicji.

Interesująca jest część o kampanii propagandowej w Wolnym Mieście Gdańsku kreującej polską placówkę na śmiertelne zagrożenie dla miasta. O następujących po sobie falach wzrostu napięcia i chwilowych odprężeniach w trójkącie Warszawa – Gdańsk – Berlin. Trafnie zrozumiano, że Westerplatte jest dobrą ilustracją wielu skomplikowanych procesów politycznych.

Mniej pola do nowych interpretacji daje część poświęcona siedmiu dniom obrony placówki, choć i tu znaleźć można mało znane zdjęcia, np. z zaułka gdańskiego Nowego Portu, po którym spacerują przechodnie, a w tle płonie Westerplatte.

Ostatnia sekcja „Symbol” (schowana przemyślnie za pomnikiem) jest skromniejsza niż pozostałe. Szkoda! Aż prosiłoby się dokładnie pokazać powojenne losy westerplatczyków – choćby rozwinąć sprawę zakatowania w UB mjr. Mieczysława Słabego.

Szukając powiązań między Westerplatte a Sierpniem ’80, autorzy wystawy zapomnieli o słowach Lecha Wałęsy do stoczniowców po podpisaniu umów sierpniowych: „Teraz wracamy do pracy. Jutro jest 1 września – wszyscy wiemy, z czym kojarzy się nam ta data”.

Ogólnie wystawa jest dobra. Nowoczesna grafika, dużo mało znanych zdjęć. I brak tego, co w zapowiedziach twórców Muzeum II Wojny Światowej drażniło najbardziej – dystansu do heroizmu i szukania nowych narracji.

[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/fafara/2009/09/30/wdowczyk-na-zywo-2/]Skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]Wystawa na Westerplatte to pierwsza ekspozycja sygnowana przez Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Zaczyna się od mało znanych informacji z historii półwyspu. Już w 1734 r. wylądowały tu trzy pułki francuskie wysłane przez Ludwika XV na pomoc Stanisławowi Leszczyńskiemu obleganemu przez Rosjan. Potem na chwilę pojawili się tu żołnierze Napoleona. Wiele miejsca poświęcono przełomowi XIX i XX w., gdy Westerplatte było wczasowym kurortem. To najwyraźniej wpływ albumów typu „Był sobie Gdańsk” zafascynowanych epoką fin de siecle’u.

Publicystyka
Europa z Trumpem przeciw Putinowi
Publicystyka
Estera Flieger: Dlaczego rezygnujemy z własnej opowieści o II wojnie światowej?
Publicystyka
Ks. Robert Nęcek: A może papież z Holandii?
Publicystyka
Frekwencyjna ściema. Młotkowanie niegłosujących ma charakter klasistowski
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Mieszkanie Nawrockiego, czyli zemsta sztabowców