[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/fafara/2009/09/30/wdowczyk-na-zywo-2/]Skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]Wystawa na Westerplatte to pierwsza ekspozycja sygnowana przez Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Zaczyna się od mało znanych informacji z historii półwyspu. Już w 1734 r. wylądowały tu trzy pułki francuskie wysłane przez Ludwika XV na pomoc Stanisławowi Leszczyńskiemu obleganemu przez Rosjan. Potem na chwilę pojawili się tu żołnierze Napoleona. Wiele miejsca poświęcono przełomowi XIX i XX w., gdy Westerplatte było wczasowym kurortem. To najwyraźniej wpływ albumów typu „Był sobie Gdańsk” zafascynowanych epoką fin de siecle’u.
Ale zaraz potem otwiera się bodaj najciekawsza część wystawy – opowieść o przyczynach powstania polskiej składnicy na Westerplatte. Autorzy włożyli dużo wysiłku w wytłumaczenie, dlaczego Polska musiała walczyć o uzyskanie w wieczystą dzierżawę półwyspu u ujścia Wisły. Opowiadają i o bolszewickiej nawale, i o tym, jak gdańscy komuniści sparaliżowali wyładunek amunicji dla walczącej w sierpniu 1920 r. Warszawy, i jak Polska wywalczyła w Lidze Narodów prawo do własnej składnicy importowanej broni i amunicji.
Interesująca jest część o kampanii propagandowej w Wolnym Mieście Gdańsku kreującej polską placówkę na śmiertelne zagrożenie dla miasta. O następujących po sobie falach wzrostu napięcia i chwilowych odprężeniach w trójkącie Warszawa – Gdańsk – Berlin. Trafnie zrozumiano, że Westerplatte jest dobrą ilustracją wielu skomplikowanych procesów politycznych.
Mniej pola do nowych interpretacji daje część poświęcona siedmiu dniom obrony placówki, choć i tu znaleźć można mało znane zdjęcia, np. z zaułka gdańskiego Nowego Portu, po którym spacerują przechodnie, a w tle płonie Westerplatte.
Ostatnia sekcja „Symbol” (schowana przemyślnie za pomnikiem) jest skromniejsza niż pozostałe. Szkoda! Aż prosiłoby się dokładnie pokazać powojenne losy westerplatczyków – choćby rozwinąć sprawę zakatowania w UB mjr. Mieczysława Słabego.