Jak dobrze wiemy o wizerunku premiera, skutecznie dba „cień Donalda Tuska” - Igor Ostachowicz, wspierany przez kolorową prasę. Nie tak dawno tygodnik „Newsweek” uprawiał polityczne wróżby z bloga córki premiera Kasi. Teraz o poprawę notowań walczy żona Małgorzata. Na łamach tygodnika VIVA” udziela „wywiadu, jakiego jeszcze nie było”. Mówi w nim m.in. o tym, że chciałaby zwycięstwa PO w wyborach i drugiej kadencji dla męża, bo wtedy Polacy udowodniliby, że demokracja jest w ich kraju "dojrzała".
A o ciężkim życiu żony premiera opowiada:
Rzeczywiście jest to trochę taki „Big Brother”. Staram się jednak o tym nie myśleć, chociaż na pewno przeszkadza mi jadący za mną samochód z fotoreporterami. Nikt nie lubi być śledzony, każdy chce mieć swoje życie dla siebie. Ale z drugiej strony wszyscy jesteśmy w pewien sposób śledzeni - przez rodzinę, sąsiadów, znajomych na ulicy.
Zasmuciliśmy się tą informacją, ale dla pani Małgorzaty mamy niespodziankę. Okazuje się, że redakcja „Faktu” porównała ją do... aktorki z „Klanu”. W ostatnim wywiadzie dla magazynu "Viva" Małgorzata Tusk pokazała się w bardzo wystylizowanej sesji zdjęciowej. Nic w tym dziwnego - pozowane sesje są normą w świecie show-biznesu. Ale według "Faktu" bardzo przypomina aktorkę "Klanu" Barbarę Bursztynowicz. Skoro żona premiera przypomina Elżbietę Lubicz-Chojnicką, to jaką rolę mógłby zagrać Donald Tusk? Doktora Lubicza? Koniec świata.