Styczeń, masowe uliczne protesty przeciwko podpisaniu przez Polskę porozumienia ACTA. W tym samym czasie podczas konferencji prasowej jedna z dziennikarek pyta lidera PiS Jarosława Kaczyńskiego o budzące niezadowolenie społeczne działania rządu Tuska. Wymienia: podwyżki VAT, plany emerytalne i sprawę ACTA. Zniecierpliwiony Kaczyński przerywa jej gwałtownie: "A Smoleńsk? Zapomniała pani o Smoleńsku". Część mediów natychmiast podchwyciła i poniosła przesłanie: PiS jest partią wyłącznie "tematu smoleńskiego".
Ale to, co sprawdzało się jako element dyskredytujący największą partię opozycyjną jeszcze przed wyborami parlamentarnymi, teraz już nie działa. Dlaczego?
– Zaistniała zasadnicza zmiana w percepcji społecznej. Katastrofa smoleńska zaczyna być postrzegana jako symbol kryzysu państwa. Okazało się bowiem, że państwo praktycznie nie funkcjonuje, a sytuacja większości obywateli stała się katastrofalna – ocenia prof. Waldemar Paruch, politolog.
To nie opinia na wyrost. Polskie społeczeństwo boryka się ze wzrostem cen wynikającym z wcześniejszego podniesienia podatku VAT, cięciami w sferze pomocy socjalnej dla najuboższych i rodzin wielodzietnych. Na to nakłada się również zamieszanie związane z planami wprowadzenia obowiązku szkolnego dla sześciolatków, kuriozalną reformą systemu edukacji, a przede wszystkim zamiarem podniesienia wieku emerytalnego. Nic więc dziwnego, że dla sporej części polskiego społeczeństwa określenie katastrofa smoleńska stało się pewnym synonimem nieudolności i niewydolności, gospodarczych katastrof państwa rządzonego przez ekipę Donalda Tuska.
Zdaniem politologa dr. Macieja Drzonka, jeśli PiS myśli o powiększeniu swojego elektoratu, powinien właśnie teraz poszukiwać i przedstawiać pozytywne rozwiązania gospodarcze, alternatywne wobec rządowych. I wydaje się, że politycy PiS – pierwszy raz od wielu lat – trafnie wyczuli ten moment i rzeczywiście rozpoczęli programową ofensywę gospodarczą.