Chyba przeważająca większość z nas ma świadomość, że obecna sytuacja społeczna, sekciarskie i plemienne niemal podziały i ich logika wymyka się powoli spod kontroli i coraz trudniej nią znieść. Dość oryginalny pomysł na rozwiązanie tej sytuacji zaproponował we wczorajszym "Newsweeku" Marcin Meller. Wystraczy oddać władzę PiS, czyli - wedle słów autora - "naszemu Bractwu Muzułmańskiemu"
Uważam, że nasz kraj stacza się w otchłań szaleństwa, i zastanawiam się, co może sprawić, by nie doszło do katastrofy. Bo jak w uproszczeniu wygląda sytuacja, gdy odrzucimy tak zwaną bieżączkę, nieistotne pierdółki do podkręcania atmosfery? Polską od sześciu lat rządzi aideologiczna koalicja, która obiecała pragmatyzm i reformy. I nie mnie tu oceniać, ale rozczarowała dużą część swego elektoratu. Po drodze zdarzył się Smoleńsk i opozycja, uprzednio dość radykalna, ale działająca w granicach tego, co uznajemy za ramy porządku demokratycznego, włączyła emocjonalne turbodoładowanie.
- diagnozuje Meller i przedstawia rozwiązanie - używając przy tym dość obrazowego języka:
W obecnej sytuacji eskalacji napięcia szanse na choćby lekkie uspokojenie stwarza tylko zdobycie przez PiS pełni władzy. To jak z wyposzczonymi seksualnie facetami. Są metody zastępcze na rozładowanie napięcia, ale tylko jedna naprawdę załatwia sprawę. W tym wypadku: władza i stanowiska. Niech ją biorą, niech niepokorni przejmują media i ministerstwa, niech ich wyborcy poczują się trochę bardziej u siebie, a ciśnienie może, podkreślam: może, powoli zejdzie. Takie gigantyczne „Teraz Kurwa My" Anno Domini 2013.
Alternatywą jest, jak mówi publicysta, katastrofa i powtórka z Egiptu