Są po drugiej stronie Atlantyku zjawiska i tradycje, których zrozumienie nam, europejskim zjadaczom chleba, przychodzi z trudem. I nie chodzi tu tylko o namiętną miłość większości Amerykanów do broni palnej. Innym przykładem jest choćby chorobliwa awersja do jakiejkolwiek ingerencji w system służby zdrowia, w którym prawie co piąty mieszkaniec USA nie posiada ubezpieczenia zdrowotnego, a firmy ubezpieczeniowe mogą (mogły) odmówić każdemu, kto jeśli nie cieszy się dobrym zdrowiem. Równie fascynująca jest też tradycja filibusteringu, czyli prawa do obstrukcji parlamentarnej poprzez nieustanne okupowanie mównicy (to swoją drogą brzmi znajomo).
Te dwa przykłady "amerykańskiego ekscepcjonalizmu" połączyły się we wtorek rano, kiedy republikański senator-debiutant Ted Cruz z Teksasu podjął się szlachetnej misji przemawiania przez pełne 21 godzin na rzecz nieprzyznania funduszy do realizacji reformy służby zdrowia zwanej "Obamacare" (nie był to jednak klasyczny filibuster, bo był z przerwami i nie miał na celu niedopuszczenia do głosowania). Ponieważ większa część amerykańskiej prawicy uważa reformę za zło wcielone i czysty socjalizm (mimo, że nie polega ona upublicznieniu służby zdrowia na wzór europejski, a jedynie zmuszeniu firm ubezpieczeniowych i pracodawców do zaoferowania lepszych warunków ubezpieczenia), senator nie przebierał zbytnio w środkach i analogiach. Nie przejmował się też faktami.
Przenieśmy się w lata 40-te. Widzieliśmy, jak w Wielkiej Brytanii Neville Chamberlain mówił Brytyjczykom: zaakceptujcie nazistów! Tak, zdominują Europę, ale to nie nasz problem. Dlaczego? Bo nie da się ich powstrzymać. (...) Podejrzewam, że dziś większość dziennikarzy, którzy dziś mówią, że nie da się odebrać funduszy Obamacare, w latach 40-tych przekonywałoby nas że nie możemy pokonać Niemców
- mówił. Analogia z II wojną światową nie była jednak jedyną, której użył senator aspirujący do bycia przyszłym prezydentem USA. Nie mogło się obyć bez porównań z "Gwiezdnymi Wojnami". Kiedy kolega Cruza, inny senator Rand Paul, zasugerował, że by pokonać Obamacare potrzebna jest "rebelia przeciw opresji", Cruz odpowiedział:
Fraza "rebelia przeciw opresji" wzbudziła we mnie skojarzenia z Sojuszem Rebeliantów walczących przeciwko Imperium. Imperium, którym jest establishment w Waszyngtonie. I rzeczywiście, kiedy usłyszałem to zdanie zastanawiałem się, czy zobaczymy tutaj wysokiego dżentelmena z mechaniczną aparaturą oddechową, który przyjdzie i wycedzi głębokim głosem: "Mike Lee [Mike Lee to inny republikanin, który wspierał Cruza], jestem twoim ojcem". (...) To jest walka o to, by waszyngtoński establishment, to Imperium, wsłuchało się w głos narodu. Tak jak w "Gwiezdnych Wojnach", Imperium kontratakuje. Ale myślę, że na koniec to Sojusz Rebeliantów i naród zwyciężą