W ciągu trzech brutalnych, krwawych i szokujących miesięcy protestów na Ukrainie niewiele było powodów do radości czy optymizmu. "Niewiele" nie oznacza jednak "nic". Nie mówiąc o naszych sąsiadach, których walka niesie nadzieję na wolną Ukrainę, także i u nas da się znaleźć szczęście w nieszczęściu: sukces (przynajmniej chwilowy) polskiej dyplomacji na arenie międzynarodowej, jedność polityków (również chwilowa), lecz przede wszystkim - zainteresowanie wieściami ze świata. Niewiele bowiem jest momentów, kiedy nasz kraj, media i społeczeństwo interesują się tym, co poza naszymi granicami. Tymczasem od długiego czasu, w przeciwieństwie do Syrii czy Wenezueli, Ukraina nie schodzi z czołówek programów i gazet i jest przedmiotem rozmowy zwykłych obywateli.
A skoro jest jednak z czego się cieszyć, to trzeba przy okazji trochę - a nawet i nie trochę - ponarzekać. Narzekać - jak uczynił to Michał Mańkowski z portalu Natemat.pl - właśnie na to, że w obliczu krzywdy Ukraińców Polacy chcą okazać swoją solidarność.
Od wtorku, kiedy to sytuacja na Ukrainie znacznie się pogorszyła, wszyscy nagle sobie przypomnieli, że przecież tak strasznie się z naszymi sąsiadami solidaryzują. Oczywiście sprzed komputera: zdjęcie w tle, nowa profilówka z flagą Ukrainy. Do tego udostępnianie kolejnych zdjęć i linków. Nie wiedziałem, że tyle osób zna się na sprawach międzynarodowych, tyle analiz zaczęło pojawiać się na Facebooku czy Twitterze.
- pisze autor, przy okazji narzekając na swoich czytelników.
Wystarczy że zajrzę w statystyki. Wiecie ile osób interesuje się poważnym wywiadem o sytuacji na Ukrainie, sankcjami wprowadzonymi przez UE, ustaleniami delegacji szefów MSZ z prezydentem Janukowyczem, sylwetką lidera ukraińskiej opozycji, analizą wpływu Rosji na całą sytuację czy wpisami ekspertów? Nie powiem, zgadnijcie sami.