- Obywatelstwo?- Polskie, niestety...- słyszę westchnienie. W urzędzie, przy sąsiedzkim stoliku dwaj młodzi wypełniają papiery paszportowe. Spływają stąd nurtem strasznego, polskiego krwotoku na te azbesty, zmywaki i autobusy. Tutaj nic ani nikt im nie mówi, że fajnie być Polakiem. Tutaj nie ma już dla nich kopalń, stoczni, hut, cukrowni, tkalni, ani fabryk. Wkrótce nie będzie dla nich lasu, ni ziemi. Wszystko to mogliby mieć i jeszcze dużo więcej, ale zostali zdradzeni. Spylają ku euforii partaczy, gdyż poprawią wskaźniki gniewnej nędzy. Ojczyzna nie jest dla nich kochającą matką, tylko sprzedajną latawicą. Polandia wypycha swoje piękne, zdrowe, mądre dzieci na służbę do białego pana.
W zgniłych, polandyjskich okolicznościach więc, sprawa ekstradycji Romana Polańskiego do USA, której rozstrzygnięcia można się wkrótce spodziewać, jest paradoksalnym ewenementem. Dla reżysera – obywatela światowej kultury - polskie obywatelstwo może okazać się szansą. Ludzie, ludzie, cuda w tej budzie! Myślę, że pod żadnym pozorem nie możemy pozwolić, by stało się inaczej. Polak powinien dziś być Polańskim. Obrona Polańskiego jest także dla każdego stłamszonego Polaka szansą na doświadczenie chwili godności. Niczego nie brak nam dziś w Polandii bardziej rozpaczliwie, niż godności.
Polandia to niedojda, od której najłatwiej wyłudza się absurdalne haracze pod byle pretekstem. To dla Grecji na zadatek dla miłej, brukselskiej atmosfery pracy. To dziś dla Herr Junckera - na ochotnika i tylko sześć razy więcej niż Hiszpania, choć filantropia jego planu przyczyni się do likwidacji polskiego górnictwa. Coraz drożej kosztują nas brukselskie posadki. Niejedno zmarnowane życie. Jak wytłumaczyć zaś te niesłychane przetargi na śmigłowce, perwersyjną „uczciwość" komisji nie pozwalającą na kroplówkę dla polskich fabryk w dziele zasilenia francuskiego przemysłu? Maksymalny wypęk na byle europejskie pstryknięcie sprawia, że z suwerenności i autorytetu Polandii drwi sobie nawet Ukraina w rozsypce.
Za granicą natomiast Polandia to kraj likwidowanych pośpiesznie i z lekceważeniem potrzeb emigrantów polskich placówek. Bezpowrotna utrata, w karygodnych jakichś intencjach, prestiżowych nieruchomości fundowanych Polakom przez wielkich patriotycznych przodków jest zagładą historii i kultury materialnej polskiej emigracji. Typowy dla stosunku Polandii do tego dziedzictwa jest skandal z paryskim hotelem Lambert. W toku jest zaprzepaszczanie rozkradanego i trzykroć od nowa zaopatrywanego przez Polonię budynku Muzeum w Rapperswilu. Z cudownego, górującego nad miasteczkiem i jeziorem zamku wypiera je obrotny Szwajcar, szkaluje w prasie, a wnętrza przeobraża w pomieszczenia bankietowe. Polacy w swoim rapperswilskim zameczku są traktowani jak intruzi. Sztorcowani, że przemykając się w na piętro do sal muzeum rażą turystycznymi strojami szwajcarskich wykwintnisiów. Już widzę, jak ci, znający w sumie mores, tubylcy panoszyliby się w zamku ruskim, białoruskim, niemieckim, rumuńskim, ba, w normalnym klubie LGBTQ. Tylko, że my siedzimy z przerażoną mamusią w kiblu, no bo kuchnia to przecież już dawno nie jest.
Polandia jest krajem, któremu nie zaufa nawet białoruski dysydent. O czym tu gadać, gdy Łukaszenko waży się właśnie uniezależniać od ruskiej energetyki. Nie to, co ogłupiała Polandia już z kasą dla Junckera w zębach. Na horyzoncie pańszczyźnianych fornali genetycznie zaślepionych widokiem chleba z omastą i kranu z ciepłą wodą Bóg, Honor, Ojczyzna, Wolność, Historia są niczym.