Rzeczpospolita: Władysław Bartoszewski był więźniem Auschwitz, pomagał ratować Żydów przed śmiercią z rąk nazistów. Jednak mimo takich doświadczeń to właśnie on bardzo się zaangażował w pojednanie między Polską a Niemcami, popierając w szczególności słynny list polskiego episkopatu do niemieckich biskupów z 1965 roku. Na ile to przyspieszyło ten niezwykle trudny proces?
Günter Verheugen: Wiele osób przyczyniło się do pojednania między Polską a Niemcami. Ale prof. Bartoszewski był niezwykły, wręcz wyjątkowy. Wybitny intelektualista, z głębokim wyczuciem człowieczeństwa, osoba z dużym poczuciem humoru, wielki gawędziarz, ale przede wszystkim świadek najciemniejszych dni niemieckiej historii. Nie można było nie ulec jego argumentom, bo był tak bardzo wiarygodny. Przez to stał się zarówno mózgiem, jak i duszą polsko-niemieckiej przyjaźni.
Czy rzeczywiście Władysław Bartoszewski stał się postacią znaną w Niemczech?
Jego przemówienie w niemieckim Bundestagu w 1995 roku z okazji 40. rocznicy zakończenia II wojny światowej było jednym z najważniejszych wydarzeń powojennej historii Niemiec. Już wcześniej Bartoszewski był dobrze znany i szanowany w naszym kraju, ale od tego przemówienia jego autorytet moralny w Niemczech stał się wprost niezwykły.
Jaką rolę odegrał Władysław Bartoszewski jako minister spraw zagranicznych w latach 2000–2001, gdy negocjacje o przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej wchodziły w decydującą fazę? Pan był wtedy komisarzem ds. poszerzenia Unii?