Dariusz K. dostał też dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów.
Były mąż Edyty Górniak odpowiadał przed sądem za śmiertelne potrącenie pieszej na pasach. 13 lipca 2014 roku K. wjechał przy czerwonym świetle na przejście dla pieszych na warszawskim Ursynowie i potrącił 63-letnią kobietę, która zginęła na miejscu. Badania wykazały, że muzyk nie tylko przekroczył prędkość, ale też był pod wpływem kokainy.
Muzyk podkreślał, że nie brał tego dnia narkotyków, ale zażywał je dzień wcześniej i zmieszał ze środkami na uspokojenie. Tłumaczył to stresem związanym z rozstaniem z byłą żoną. Podczas pierwszej rozprawy odmówił odpowiedzi na pytania sądu, ale złożył oświadczenie, z którego wynikało, że poczuwa się do winy i częściowo przyznał się do zarzutów. Części sytuacji nie pamiętał.
Na poprzedniej rozprawie przepraszał męża ofiary. – Proszę o przyjęcie moich najgłębszych przeprosin. Jestem autorem pana tragedii. Będę błagał o przebaczenie do koca moich dni. Jestem odpowiedzialny za to, co się stało i nigdy nie uważałem inaczej – mówił celebryta w ostatnim słowie.
Dariusz K. prosił o łagodny wymiar kary. Podkreślał, że w areszcie siedzi od dwóch lat, a to „połowa życia" jego córki. Prokurator zażądał dla niego ośmiu lat więzienia. - To zbyt surowa kara. Mój klient od samego początku okazywał skruchę i brał na siebie odpowiedzialność za tragiczny wypadek – tłumaczył obrońca celebryty. Podkreślał też, że Dariusz K. powinien odpowiadać nie za spowodowanie wypadku pod wpływem środków odurzających, ale za wypadek w stanie po spożyciu kokainy. To niby niewielka różnica, ale za spowodowanie wypadku „pod wpływem" grozi do 12 lat więzienia, a „po spożyciu" do 8 lat.