Gastronomia to jeden z sektorów, które najmocniej odczuły skutki zamknięcia gospodarki i pandemii koronawirusa. Przez marzec i kwiecień lokale mogły serwować posiłki tylko na wynos lub z dostawą do domu, co dla wielu, zwłaszcza z półki premium, oznaczało zamknięcie. W efekcie przez pięć tygodni od 16 marca spadki sprzedaży restauracji przekraczały 70 proc. tego, co generowały wcześniej. Rozwijał się rynek dostaw, ale choć wzrosty w niektórych tygodniach wynosiły ponad 20 proc., to obraz całego rynku zmieniło to niewiele – wynika z analizy firmy technologicznej POSbistro, pracującej dla ponad 1 tys. restauracji. Na koniec maja spadki sprzedaży w ujęciu rocznym wynosiły już 30 proc. i od tego czasu sytuacja stopniowo się poprawiała.
– Po ponownym powrocie do działalności w maju musieliśmy zapewnić naszych gości i pracowników, że jesteśmy bezpiecznym miejscem. I to się udało. Działamy, w bezpieczny sposób obsługujemy gości – mówi Anna Borys-Karwacka, dyrektor ds. relacji korporacyjnych McDonald's Polska. – Po pół roku od wprowadzenia lockdownu wciąż jesteśmy poniżej poziomu sprzedaży i liczby transakcji, które zrealizowaliśmy w ubiegłym roku. Przewidujemy, że w całym 2020 r. liczba gości będzie o 25 proc. mniejsza niż przed rokiem – dodaje.
Teraz doszły nowe utrudnienia, w całym kraju na jednego klienta musi przypadać co najmniej 4 mkw. powierzchni lokalu, co oznacza, że będzie można ich obsłużyć jeszcze mniej niż ostatnio.
– Nasze sieci już od miesięcy działają w surowym reżimie sanitarnym, a ustawienie stolików umożliwia zachowanie odpowiedniej przestrzeni między gośćmi. Restauracje, które działały do tej pory, są cały czas otwarte i na pewno nie będziemy wykonywać gwałtownych ruchów – mówi Sylwester Cacek, prezes Sfinks Polska
Choć do końca czerwca liczba restauracji nie spadła, a rynek urósł o ok. 1,1 tys. punktów – zwłaszcza typu foodtruck, to teraz sytuacja się zmienia. W centrach handlowych, ale i na ulicach widać coraz więcej zamkniętych lokali – po restauracjach i kawiarniach. – Ludzie nie wrócili do biur, liczyliśmy na poprawę, ale już się nie doczekamy, będzie tylko gorzej. Pierwsze lokale zamykamy – mówi warszawski restaurator.