Z roku na rok przybywa mandatów, fotoradarów i... kłopotów polskich kierowców. Na polskich drogach stoi dziś 450 stacjonarnych urządzeń. Ponad połowa należy do Inspekcji Transportu Drogowego; reszta do straży miejskich. Dziennie jedno urządzenie robi kilkaset zdjęć. Jedna trzecia właścicieli aut wezwanych do złożenia oświadczenia o tym, kto jechał zbyt szybko, odmawia wskazania kierowcy. Ich sprawy lądują w sądzie. Dopiero tam kierowca ma szansę zobaczyć zdjęcie, na którym zostało zarejestrowane jego wykroczenie. I tu pojawia się problem.
Pomocna fotka
Jeszcze kilka miesięcy temu straże miejskie w całym kraju do mandatowej przesyłki załączały zdjęcie auta, na którym widać było nie tylko numer rejestracyjny, ale i kierowcę. Teraz większość już tego nie robi. Inspekcja nie tylko zdjęć nie wysyłała i nie wysyła, ale odmawia ich okazania u siebie.
– To działanie wbrew obywatelom – ocenia prof. Ryszard Stefański, specjalista w sprawach wykroczeniowych, i pyta, jak można np. po miesiącu czy dwóch żądać od właściciela podania danych kierowcy, który konkretnego dnia i o konkretnej godzinie popełnił wykroczenie. Dlaczego nie zawsze zdjęcie jest dołączane do korespondencji?
Większość pytanych nie ma wątpliwości. Z oszczędności.
– Wydrukowanie zdjęcia, jego obrobienie i wysłanie kosztuje i na tym można zaoszczędzić – uważa prof. Stefański.