Mandat z fotoradaru: Za błędne wskazanie kierowcy trafisz przed sąd

Polskie prawo naraża właścicieli aut odpowiedzialność karną: więzienie lub grzywnę.

Publikacja: 05.10.2013 10:30

Mandat z fotoradaru: Za błędne wskazanie kierowcy trafisz przed sąd

Foto: Rzeczpospolita, Tomasz Wawer Tom Tomasz Wawer

Z roku na rok przybywa mandatów,  fotoradarów i... kłopotów polskich kierowców. Na polskich drogach stoi dziś 450 stacjonarnych urządzeń. Ponad połowa należy do Inspekcji Transportu Drogowego; reszta do straży miejskich. Dziennie jedno urządzenie robi kilkaset zdjęć. Jedna trzecia właścicieli aut wezwanych do złożenia oświadczenia o tym, kto jechał zbyt szybko, odmawia wskazania kierowcy. Ich sprawy lądują w sądzie. Dopiero tam kierowca ma szansę zobaczyć zdjęcie, na którym zostało zarejestrowane jego wykroczenie. I tu pojawia się problem.

Pomocna fotka

Jeszcze kilka miesięcy temu straże miejskie w całym kraju do mandatowej przesyłki załączały zdjęcie auta, na którym widać było nie tylko numer rejestracyjny, ale i kierowcę. Teraz większość już tego nie robi. Inspekcja nie tylko zdjęć nie wysyłała i nie wysyła, ale odmawia ich okazania u siebie.

– To działanie wbrew obywatelom – ocenia prof. Ryszard Stefański, specjalista w sprawach wykroczeniowych, i pyta, jak można np. po miesiącu czy dwóch żądać od właściciela podania danych kierowcy, który konkretnego dnia i o konkretnej godzinie popełnił wykroczenie. Dlaczego nie zawsze zdjęcie jest dołączane do korespondencji?

Większość pytanych nie ma wątpliwości. Z oszczędności.

– Wydrukowanie zdjęcia, jego obrobienie i wysłanie kosztuje i na tym można zaoszczędzić – uważa prof. Stefański.

Ludzkie oblicze straży

Monika Niżniak, rzeczniczka warszawskiej Straży Miejskiej, potwierdza, że ta przestała wysyłać zdjęcia, bo od dwóch lat nie ma już takiego obowiązku. Zapewnia jednak, że jeśli właściciel ma wątpliwości, to może przyjść do straży i zdjęcie obejrzy na miejscu.

Tyle szczęścia nie miała kilka miesięcy temu Agnieszka B. Została ukarana 3 tys. zł grzywny za to, że nie wskazała kierowcy, który należącym do jej firmy autem przekroczył dozwoloną prędkość. Auto jechało za szybko o ponad 20 km na godzinę.

Na polskich drogach stoi dziś ok. 450 fotoradrów, które należą do straży i ITD

Wezwana do wskazania kierującego samochodem w danym dniu i godzinie  nie ujawniła inspektorom, komu pojazd powierzyła. Tłumaczyła, że ma zarejestrowanych na firmę pięć aut i każdy z handlowców może z nich korzystać, kiedy jest taka potrzeba.

Agnieszka B. żądała okazania zdjęcia, by wskazać kierowcę. Nie przedstawiono jej go. Mało tego, zdjęcia nie dołączono również do akt sprawy.

Kobieta odwołała się od wyroku i sprawę wygrała. Sąd uznał, że ITD nie ma prawa do występowania do sądu z wnioskiem o ukaranie za wykroczenie polegające na niewskazaniu kierowcy.

Nie widziała, a wskazała

Dużo więcej kłopotów miała kobieta, która dostała od straży miejskiej pismo informujące, że jej auto przekroczyło prędkość, a fotoradar wykonał zdjęcie, którego jednak nie dołączono. Kobiecie zaproponowano przyjęcie mandatu (200 zł) i 6 punktów karnych, a więc przyznanie się do winy. W razie gdyby nie skorzystała z propozycji straży, mogłaby podać dane osoby, która wówczas prowadziła samochód lub nie przyznać się i nie wskazać pechowego kierowcy.

Kobieta przyjęła mandat. Zamiast mandatu od straży dostała jednak pismo z załączonym zdjęciem, na którym wyraźnie widać, że za kierownicą siedzi mężczyzna. Kobieta jest podejrzana o składanie fałszywych zeznań i wprowadzenie w błąd organu uprawnionego do kontroli prędkości. A za to grozi więzienie i grzywna.

Porównują zdjęcia

Krzysztof P., właściciel fiata 500 z Krakowa, może naprawdę mówić o szczęściu. Dwa miesiące temu podczas powrotu z wakacji jego auto namierzył fotoradar straży miejskiej. Mężczyzna dostał przesyłkę i miał wskazać kierowcę. Problem polegał na tym, że podróżował ze znajomymi, którzy w dodatku wyręczali go w prowadzeniu auta. Wszyscy doszli do wniosku, że na odcinku drogi, na którym zostało zrobione zdjęcie, najprawdopodobniej za kierownicą siedział Mirosław (o 20 lat młodszy brat właściciela). To właśnie on przyznał się do kierowania i przekroczenia prędkości i odesłał oświadczenie do straży. Jakież było zdziwienie, kiedy braci wezwano do złożenia wyjaśnień w komendzie. Okazało się, że strażnicy postanowili sięgnąć do zbiorów Centralnej Ewidencji Ludności i porównać podpis i wizerunek Mirosława P. ze zdjęciami z fotoradaru i z ewidencji. Na pierwszym wyraźnie widać było, że za kierownicą siedzi Krzysztof, właściciel samochodu. Strażnicy dali jednak wiarę tłumaczeniom mężczyzn, że doszło do pomyłki, i nie skierowali sprawy do sądu.

Wiedzą, ale niewiele robią

Nikt nie ma wątpliwości, że przepisy należy zmienić tak, by nie narażać właścicieli aut na ryzyko  sprawy w sądzie. Skarżą się na to, gdzie tylko mogą. Jednym z adresatów jest rzecznik praw obywatelskich.

Prof. Irena Lipowicz pisze więc do ministra sprawiedliwości: nakładanie na obywateli obowiązków, zagrożonych karami w postępowaniu represyjnym, z jednoczesnym ukształtowaniem systemu prawa w sposób, który uniemożliwia spełnienie obowiązku, jest niedopuszczalne. Minister przyznaje jej rację. Do akcji dołącza się Andrzej Seremet, prokurator generalny.

Co na to minister transportu, który odpowiada za bezpieczeństwo na drogach?

Kilka miesięcy temu  kierowany przez niego resort zaproponował zmiany w kodeksie drogowym.

Chciał wprowadzić obowiązek prowadzenia ewidencji przez wszystkich właścicieli aut (np. prowadzenia specjalnego zeszytu, kalendarza itp.). I tych prywatnych, i tych służbowych. Wszystko po to, by uniknąć powoływania się właścicieli na tzw. niepamięć.

Pomysł wywołał lawinę krytyki, ale resort prac nad nim nie zarzucił. Eksperci od bezpieczeństwa ruchu drogowego mają dużo lepszy i prostszy pomysł na uniknięcie podobnych problemów: do każdego wezwania powinno się dołączać zdjęcia z fotoradaru.

Pomysł niesie z sobą jednak pewne zagrożenia. Otóż właściciel auta, który dostanie w kopercie fotkę zrobioną przez urządzenie na tzw. odjeździe (czyli z tyłu, kiedy widnieje na nim tylko tablica rejestracyjna auta), mógłby celowo mijać się z prawdą co do kierowcy, by uniknąć niechcianych punktów karnych.

A handel tymi ostatnimi w Internecie kwitnie. Bez problemu można znaleźć  ofertę, w której na przyjęciu jednego punktu da się zarobić 200 zł. W Internecie roi się od  ogłoszeń typu: „Przyjmę do 12 punktów karnych. Kat. B, woj. mazowieckie. Cena 150 zł za 1 punkt)". Inne: „Kupię punkty dwa razy po 10, Stawka: 100–150 zł za punkt" i uwaga, że autor jest 30-letnim brunetem.

masz pytanie, wyślij e-mail do autorki a.lukaszewicz@rp.pl

Mandat z fotoradaru to za mało. Dopłacisz za wskazanie kierowcy

Z roku na rok przybywa mandatów,  fotoradarów i... kłopotów polskich kierowców. Na polskich drogach stoi dziś 450 stacjonarnych urządzeń. Ponad połowa należy do Inspekcji Transportu Drogowego; reszta do straży miejskich. Dziennie jedno urządzenie robi kilkaset zdjęć. Jedna trzecia właścicieli aut wezwanych do złożenia oświadczenia o tym, kto jechał zbyt szybko, odmawia wskazania kierowcy. Ich sprawy lądują w sądzie. Dopiero tam kierowca ma szansę zobaczyć zdjęcie, na którym zostało zarejestrowane jego wykroczenie. I tu pojawia się problem.

Pozostało 92% artykułu
Konsumenci
Pozew grupowy oszukanych na pompy ciepła. Sąd wydał zabezpieczenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Prawo dla Ciebie
PiS wygrywa w Sądzie Najwyższym. Uchwała PKW o rozliczeniu kampanii uchylona
W sądzie i w urzędzie
Już za trzy tygodnie list polecony z urzędu przyjdzie on-line
Dane osobowe
Rekord wyłudzeń kredytów. Eksperci ostrzegają: będzie jeszcze więcej
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Prawnicy
Ewa Wrzosek musi odejść. Uderzyła publicznie w ministra Bodnara