Archeolodzy załamują ręce. Liczba poszukiwaczy skarbów wyposażonych w detektory rośnie w zastraszającym tempie. Są ich tysiące. Zaczęli plądrować nawet dawne grodziska i kurhany. Niewiele można im zrobić.
– Niestety, zdecydowana większość tzw. poszukiwaczy skarbów kontestuje od lat obowiązek uzyskiwania pozwoleń, kwestionuje także i lekceważy przepisy dotyczące własności odkrytych lub znalezionych zabytków archeologicznych – mówi Maciej Babczyński, rzecznik ministra kultury i dziedzictwa narodowego.
Prowadzenie poszukiwań ukrytych lub porzuconych zabytków bez pozwolenia wojewódzkiego konserwatora zabytków jest wykroczeniem z art. 111 ustawy o ochronie zabytków. Jeśli obejmują tereny stanowisk archeologicznych, miejsca wydarzeń historycznych, mogił albo pól bitew, to stanowią już przestępstwo z art. 108 ustawy. Grozi za nie do pięciu lat pozbawienia wolności. Z danych Ministerstwa Sprawiedliwości wynika, że w 2010 r. z art. 108 ustawy sądy skazały 15 osób, w tym trzy na kary bezwzględnego więzienia. Dane mogą jednak być mylące, bo przestępstwo to obejmuje także np. zniszczenie zabytkowego budynku lub drzewa. Skala zjawiska jest więc nierozpoznana.
Zdaniem prof. Andrzeja Kokowskiego z Instytutu Archeologii UMCS w Lublinie obecne przepisy nie chronią dostatecznie stanowisk archeologicznych.
70 tys. zł to najwyższa nagroda przyznana przez ministra
– Nie mają mocy wykonawczej. Prokuratura radośnie umarza śledztwa w sprawie rabusiów archeologicznych, ponieważ nie rozumie albo nie chce rozumieć istoty problemu. Myślę, że jest to ochrona własnych interesów, gdyż wielu stróżów prawa gania z wykrywaczami – wypowiada się w ostrych słowach prof. Kokowski.
Resort kultury ma możliwość przyznawania nagród osobom, które znajdą zabytek.
– Może nagłośnienie takich nagród i zwiększenie budżetu na ten cel ukróciłoby proceder – uważa poseł Łukasz Borowiak, autor interpelacji poselskiej w tej sprawie.