O absurdalnym wymogu poświadczania przez chorych lekarskiego zlecenia na refundowane pieluchomajtki „Rzeczpospolita" pisała wielokrotnie. Żeby wykupić 60 podkładów przysługujących miesięcznie m.in. chorym na stwardnienie rozsiane, osobom ze znacznym stopniem upośledzenia i pacjentom onkologicznym, oni albo ich rodziny muszą zgłosić się po pieczątkę do punktu ewidencyjnego NFZ. Czasem to nawet kilkadziesiąt kilometrów, bo są województwa, w których punktów jest zaledwie kilka (np. w pomorskim – cztery). I choć zlecenie można do NFZ wysłać pocztą, wielu chorych i ich opiekunów nie może pozwolić sobie na czekanie – przy niskiej rencie i konieczności zakupu drogich leków potrzebują refundowanych pieluchomajtek natychmiast.
– To bezsensowne, a zwłaszcza nieetyczne i nieludzkie, żeby chory na jakąkolwiek chorobę potwierdzał urzędniczo zlecenie. Tym bardziej więc unieruchomiony – uważa Szymon Chrostowski z Polskiej Koalicji Pacjentów Onkologicznych.
Wiceminister Krzysztof Łanda w rozmowie z „Rz" przyznał, że przepis wymaga korekty, przynajmniej w odniesieniu do chorych obłożnie. Józef Góralczyk z Małopolskiego Sejmiku Organizacji Osób Niepełnosprawnych uważa, że oszczędziłoby to chorym i ich rodzinom mnóstwo kłopotów.
– Najważniejsze, by przepis rzeczywiście został zniesiony. Nasze rozmowy z kolejnymi ekipami w ministerstwie są bardzo sympatyczne, ale rzadko kończą się konkretnymi rozwiązaniami – mówi.
Pacjenci mają nadzieję, że zmiana zostanie uwzględniona w nowelizacji ustawy refundacyjnej.