Na obecnym posiedzeniu Sejmu posłowie zajmują się aż dwoma nowelizacjami kodeksu pracy, korzystnymi dla przeszło dwóch milionów osób zatrudnionych na umowach o pracę na czas określony i kilkuset tysięcy pobierających zasiłki macierzyńskie.
Kiełbasa czy konieczność
Trudno się oprzeć wrażeniu, że te zmiany to nic innego jak kiełbasa wyborcza, która ma zapewnić rządzącym poparcie społeczne w zbliżających się wyborach.
– Część tych projektów realizuje postulaty, które zgłaszamy od dawna, odbieram więc to jako chęć wsłuchania się w głos społeczeństwa. A że tuż przed wyborami? Czemu nie mielibyśmy na tym skorzystać? – pyta Andrzej Radzikowski, wiceprzewodniczący OPZZ.
Zmiany przełożą się jednak na konkretne obowiązki i koszty po stronie pracodawców. Rządowa nowelizacja kodeksu pracy, która przewiduje ograniczenie możliwości zatrudniania ponad dwóch milionów osób pracujących obecnie na umowach terminowych, oznacza skokowy wzrost liczby pracowników na lepiej chronionych umowach bezterminowych. Przybędzie więc uprawnionych do odwołania się do sądu pracy i kwestionowania tam wypowiedzenia umowy oraz żądania za to odszkodowania.
Jeszcze więcej komplikacji może wywołać druga nowela, autorstwa odchodzącego prezydenta. Przewiduje m.in. że ostatnie 16 tygodni płatnego urlopu rodzicielskiego pracownik będzie mógł wykorzystać później niż w ciągu roku od urodzenia dziecka. Będzie miał na to czas aż do ukończenia przez potomka szóstego roku życia. Takie bardzo korzystne dla zatrudnionych rodziców uprawnienie stanie się prawdziwym utrapieniem dla firm. Będą musiały organizować nawet kilkumiesięczne zastępstwa dla znikających pracowników.