Scott Thomson, były już prezes portalu Yahoo!, przed kilkoma dniami stracił pracę przez upiększenie swego CV. Do swego licencjatu z księgowości dodał drugi, z informatyki, której nie studiował. Kłamstwo wyszło na jaw, gdy biogram Thomsona ukazał się w raporcie rocznym Yahoo!, przy okazji znów wywołując dyskusje o pladze „upiększania" CV.
Nic dziwnego, że firmy rekrutacyjne przykładają coraz większą wagę do sprawdzania kandydatów – coraz częściej także przez referencje. Nie chodzi bynajmniej o pisemne rekomendacje, które nie mają już większego znaczenia, ale te uzyskane w rozmowie z byłymi współpracownikami kandydata do pracy.
Czyj był ten sukces
Jak przyznają łowcy głów, to referencje w coraz większym stopniu decydują teraz o wyniku rekrutacji, zwłaszcza tych na stanowiska menedżerskie i specjalistyczne wyższego szczebla. – Zazwyczaj sprawdzamy trzy, cztery opinie o kandydacie, kontaktując się z osobami, które wskazał jako źródła informacji – mówi Aleksandra Kujawa, która kieruje zespołem rekrutacji w obszarze sprzedaży i marketingu w Antal International.
O co pytają łowcy głów? Po pierwsze, chcą sprawdzić wiarygodność informacji podanych w CV i podczas rozmowy kwalifikacyjnej – np. czy faktycznie opisywane tam sukcesy były zasługą kandydata.
Drugą równie ważną kwestią są tzw. miękkie umiejętności – potencjalny pracodawca często chce potwierdzić, czy aplikujący do jego firmy specjalista potrafi współpracować w zespole i czy menedżer faktycznie ma talent przywódczy. Dlatego szczególnie w przypadku menedżerów, jak i specjalistów, którzy mają kierować zespołami, standardem są referencje 360 stopni, na wzór oceny 360 stopni. Wtedy rekruter sprawdza opinie zarówno byłych przełożonych, współpracowników, jak też podwładnych kandydata, a nawet klientów, szczególnie gdy pracował w dziale sprzedaży. – Opinie podwładnych najlepiej pokazują, jak menedżer buduje i rozwija zespół, czy potrafi docenić i motywować ludzi – wyjaśnia Aleksandra Kujawa.