Andrzej, doświadczony dziennikarz, dostał niedawno pracę w znanej agencji PR, choć nie przesyłał CV na jej ogłoszenie. Bo żadnego ogłoszenia nie było. Doświadczonych konsultantów agencja od lat szuka wśród znajomych dziennikarzy i PR-owców.
Nie tylko w PR, ale i w dziennikarstwie znaczna część ofert pracy nie dociera do etapu ogłoszeń – są zapełniane dzięki rekomendacjom pracowników i własnym kontaktom menedżerów. Takie praktyki są zresztą stosowane nie tylko w mediach.
Spora część dużych firm zachęca pracowników, by polecali do pracy swych znajomych. Wśród nich są spółki IT, przemysłowe czy firmy FMCG. Niektóre mają specjalne programy referencji, które ułatwiają takie polecenia, kusząc też czasem zachętami finansowymi. – Firmy boją się nietrafionych rekrutacji. Będzie więc przybywać programów referencji, czyli kandydatów z polecenia, tym bardziej że ułatwia to rozwój mediów społecznościowych – twierdzi Barbara Zych, szefowa Employer Branding Institute.
Firmowe talenty
W większych firmach referencje zwykle idą w parze z publikacją ofert pracy w mediach i na portalach rekrutacyjnych, ale w mniejszych menedżerowie często bazują na własnej sieci kontaktów – nie ma specjalnie ani czasu, ani możliwości, by przebijać się przez dziesiątki CV nadsyłanych w odpowiedzi na ogłoszenie.Według dziennika „The Wall Street Journal" w USA skala ukrytych rekrutacji sięga nawet 50 proc. Na tyle ocenia ją Duncan Mathison, współautor wydanej przed kilkoma laty książki o ukrytym rynku pracy. Jego zdaniem nawet połowa wakatów w firmach jest obsadzana z pominięciem ogłoszeń. Teoretycznie to dobra wiadomość dla kandydatów, bo oznacza, że miejsc pracy jest więcej niż ofert.
Niestety, nie do końca. Mathison twierdzi, że niektóre firmy, nawet mając już pewnego kandydata, dla formalności zamieszczają ogłoszenie. Tyle że w rzeczywistości jest to oferta bez pokrycia. Jednak ani w USA, ani tym bardziej w Polsce nie ma danych, jak duża może być to skala.