Ajatollah: zagranica straszyła epidemią

Ultrakonserwatyści tryumfują po wyborach do irańskiego parlamentu. Najwyższy przywódca za najważniejsze uznał, że naród zdał test, bo nie uległ naciskom wrogów.

Aktualizacja: 24.02.2020 04:41 Publikacja: 23.02.2020 16:45

Ajatollah: zagranica straszyła epidemią

Foto: AFP

Z nieoficjalnych danych w mediach rządowych wynikało, że w piątkowym głosowaniu twardogłowi zdobyli co najmniej sześć razy więcej mandatów niż obóz reformatorów. Takich rezultatów do 290-miejscowego parlamentu można się było spodziewać, bo Rada Strażników Rewolucji, która dokonuje selekcji kandydatów, nie dopuściła do startu kilka tysięcy chętnych, w tym znaczną część reformatorów, nawet kilkudziesięciu dotychczasowych posłów. Ultrakonserwatyści mieli odnieść wielki sukces także w stolicy, Teheranie.

W niedzielę nie było nadal jasne, jaka była frekwencja, choć zapewne niższa niż cztery lata wcześniej (wtedy oficjalnie 62 proc.). Władze izolowanego przez Amerykę i pogrążającego się w kryzysie gospodarczym kraju uważały ją za najważniejszy test. Przed piątkowym głosowaniem najwyższy przywódca Ali Chamenei (dożywotni) oraz prezydent Hasan Rouhani (jest pod koniec drugiej i ostatniej czteroletniej kadencji) nawoływali do udziału, sugerując, że kto nie głosuje, ten działa na rzecz wrogów Islamskiej Republiki. – Chamenei powiedział, że rozumie, że ktoś może nie akceptować jego, ale głosuje się dla Iranu. To śmieszne, bo nie był dotąd postrzegany jako przywódca myślący o Iranie, lecz o reżimie, na którego czele stoi – słyszę opinię emigracyjnych dysydentów.

W niedzielę Chamenei uznał, że naród nie posłuchał wrogów, którzy chcieli zaniżyć frekwencję. Swój powyborczy przekaz poświęcił „negatywnej propagandzie" zagranicznych mediów. Miały one zacząć zniechęcać do udziału w głosowaniu kilka miesięcy temu (zapewne chodzi o protesty wywołane listopadową znaczną podwyżką cen benzyny), a parę dni temu zwiększyć wysiłki „pod pretekstem jakiejś choroby, jakiegoś wirusa".

Tuż przez wyborami faktycznie pojawiły się informacje, także w oficjalnych mediach, o śmiertelnych przypadkach koronawirusa w Iranie. Zaatakował on w świętym mieście szyitów Kom, w centrum kraju, 150 km na południe od Teheranu. Kom to miejsce szczególnie ważne dla reżimu i ajatollahów, tu mieszkał przed kilkoma dekadami i nauczał wielki ajatollah Ruhollah Chomeini, tu dojrzewała zwycięska rewolucja islamska z 1979 roku, której był przywódcą.

W dniu głosowania władze podały, że są cztery ofiary śmiertelne, co oznaczało, że Iran znalazł się na drugim miejscu w statystyce koronawirusa po Chinach. W niedzielę Ministerstwo Zdrowia mówiło już o 8 zmarłych i 43 zarażonych.

– Nigdy nie mieliśmy prawdziwych wyborów, ale tak źle jak teraz nie było nigdy za mojego życia – mówiła mi w piątek Mariam Mirza, 38-letnia feministka i dziennikarka irańska mieszkająca na emigracji.

Przez lata na irańskiej scenie politycznej toczyła się słabo czytelna za granicą walka między twardogłowymi i reformatorami. Teraz po odrzuceniu przez Radę Strażników reformatorów już prawie nie ma. – Choć szczerze mówiąc, nie wiadomo, czy bycie reformatorem jeszcze cokolwiek w Iranie znaczy – opowiadała Mirza, która mieszka w Niemczech. Opuściła Iran po protestach antyrządowych w 2009 roku, wywołanych fałszerstwami w wyborach prezydenckich, których twardogłowi dopuścili się kosztem obozu reformatorskiego. Zdaniem Mirzy w tamtych czasach jeszcze był jakiś wybór, ale po tamtej „zdradzie" i po krwawym zdławieniu protestów opozycji zwanej zielonym ruchem kraj staje się coraz bardziej totalitarny. – Teraz nie próbują nawet udawać, że jest jakiś realny wybór – dodaje.

Parę tygodni przed głosowaniem Iran stanął na progu wojny z USA, gdy Amerykanie zastrzelili w Iraku czołową postać reżimu, dowódcę irańskich jednostek ekspedycyjnych gen. Kasema Sulejmaniego. Po zerwaniu w 2018 roku przez Donalda Trumpa porozumienia atomowego, które miało Iranowi umożliwić otwarcie gospodarcze, sytuacja obywateli się pogarsza.

Z nieoficjalnych danych w mediach rządowych wynikało, że w piątkowym głosowaniu twardogłowi zdobyli co najmniej sześć razy więcej mandatów niż obóz reformatorów. Takich rezultatów do 290-miejscowego parlamentu można się było spodziewać, bo Rada Strażników Rewolucji, która dokonuje selekcji kandydatów, nie dopuściła do startu kilka tysięcy chętnych, w tym znaczną część reformatorów, nawet kilkudziesięciu dotychczasowych posłów. Ultrakonserwatyści mieli odnieść wielki sukces także w stolicy, Teheranie.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Niestrategiczna broń jądrowa. Łukaszenko zapowiada "ostateczną decyzję"
Polityka
Andrzej Łomanowski: Piąta inauguracja Władimira Putina częściowo zbojkotowana. Urzędnicy czekają na awanse
Polityka
Władimir Putin został po raz piąty prezydentem Rosji
Polityka
Kreml chce udowodnić, że nie jest już samotny. Moskwa zaprasza gości na paradę w Dzień Zwycięstwa
Polityka
Bogata biblioteka białoruskiego KGB. Listy od donosicieli wyciekły do internetu