Przewodniczący komisji licencyjnej PZN Jakub Michalczuk mówił portalowi, że jeżeli nazwiska nie widać w systemie PZN, to dany zawodnik nie ma licencji.
Pytana przez TVN24 o sprawę Jadwiga Emilewicz twierdziła, iż nie wie, dlaczego jej synów nie ma "w PZN". "Po startach - wszyscy mieli licencję. Dziękuję za zwrócenie uwagi" - cytował portal odpowiedź byłej wicepremier.
Gdy po publikacji TVN24 sprawa stała się głośna, Jadwiga Emilewicz wystosowała oświadczenie, w którym zapewniła, że "w żaden sposób nie naruszyłam rządowych wytycznych". "Żadnym swoim działaniem nie lekceważę apeli rządu, ani tym bardziej rządowych rozporządzeń. Jeszcze raz podkreślam, że moi synowie trenują narciarstwo alpejskie i przebywali na szkoleniu przygotowującym do zawodów" - stwierdziła.
Z dostępnej w internecie bazy licencji PZN wynika, że licencje synów byłej wicepremier mają kolejne numery, co sugeruje, że zostały wydane kolejno. Według TVN24, 5 stycznia tych licencji w bazie nie było. W oświadczeniu Emilewicz twierdziła, że jeden z jej synów ma licencję o numerze 01115. Z bazy PZN wynika, że licencja o tym numerze przypisana jest osobie o innym niż "Emilewicz" nazwisku.
W rozmowie z tvn24.pl przewodniczący komisji licencyjnej PZN Jakub Michalczuk powiedział, że wnioski o przyznanie licencji synom Jadwigi Emilewicz "są datowane na 7 stycznia", tego dnia zostały przyznane i od tego dnia obowiązują. Michalczuk dodał, że 6 stycznia (dzień wolny od pracy) biuro nie pracowało.
Szef komisji licencyjnej PZN przekazał także, że do uzyskania licencji niezbędne są aktualne badania lekarskie, wniosek, uiszczenie opłaty oraz (w przypadku zawodników niepełnoletnich) podpisy rodziców. Michalczuk poinformował, że w sprawie synów Emilewicz e-mail z odpowiednimi załącznikami przyszedł z klubu WTS Deski 7 stycznia, a badania i przelew były datowane również na 7 stycznia.