— Turecki prezydent powiedział, że granice UE są otwarte. Nie były otwarte, nie są otwarte i nie bedą otwarte — powiedziała Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej.
W Brukseli unijni liderzy — von der Leyen oraz przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel — spotkali się z prezydentem Turcji Recepem Erdoganem. To z polecenia Erdogana podstawiane są autobusy dowożące imigrantów na granicę Turcji z Grecją, a sam prezydent namawia Ateny do otwarcia granic. — Wpuśćcie ich, przecież u was nie zostaną. Pojadą dalej — przekonywał cynicznie Turek. I mówił że Turcja daje imigrantom wolność. — Po ostatnich wydarzeniach w Idlib w Syrii dajemy im możliwość pójścia tam gdzie chcą — powiedział Erdogan. Jego apel do imigrantów jest jasny: idźcie, nie będziemy wam przeszkadzali. Choć w ostatnich dniach wykonał gest w stronę Europy i nakazał gwardii przybrzeżnej zatrzymywanie imigrantów chcących dostać się do Grecji niebezpiecznym szlakiem przez Morze Egejskie. Nadal natomiast nie stawia im żadnych przeszkód na granicy lądowej między dwoma krajami.
Grecja tym razem zachowuje się inaczej niż w czasie kryzysu migracyjnego pięć lat temu i wysłała siły porządkowe, które często przemocą powstrzymują imigrantów przed przekroczeniem granicy UE. Pojawiły się doniesienia o poniżaniu migrantów, np. poprzez odsyłanie ich w samej bieliźnie, biciu, strzelaniu do nich z plastikowych kul. Niezgodnie z międzynarodowym prawem Grecja zawiesiła także rozpatrywanie wniosków o azyl. Ale Bruksela, też inaczej niż pięć lat temu, wcale za takie działania nie potępia. Stawia na ochronę granic, a nie na przyjmowanie imigrantów i szukanie sposobów na ich rozlokowanie po całej UE. — Nasze granice są lepiej chronione niż w 2015 roku — powiedziała von der Leyen.
W dłuższej perspektywie konieczne jest jednak porozumienie z Ankarą. Obecnie UE ma umowę z marca 2016 roku, na podstawie której finansuje infrastrukturę dla uchodźców syryjskich w Turcji. — W najbliższych tygodniach dokonamy przeglądu tej umowy. Ocenimy, czy są elementy , które ie były zrealizowane — powiedział po spotkaniu w poniedziałek wieczorem Charles Michel. To jest główna wartość spotkania, że obie strony będą ze sobą rozmawiać. Jednak według nieoficjalnych doniesień Erdogan nie obiecał, że zatrzyma migrantów, choć przyznał, że umowa z marca 2016 roku nadal obowiązuje. Była ona kluczowa dla zatrzymania wielkiej fali migracyjnej — w zamian za otrzymane pieniądze Turcja powstrzymała migrantów na swoim wybrzeżu. Umowa upływa jesienią tego roku, ale po stronie UE zawsze była wola jej przedłużenia i wyłożenia kolejnych funduszy dla Turcji. Jednak teraz wiele państw UE utwardza swoje stanowisko, bo zachowanie Erdogana uważają za zwykły szantaż. W ostatni weekend w wywiadzie dla niemieckiego dziennika “Die Welt” unijny komisarz ds. budżetu Johannes Hahn odrzucił wygórowane żądania finansowe Turcji. Według niego większość infrastruktury już jest i nowa nie jest potrzebna. Ponadto UE nie podoba się, że Turcy chcą sami zarządzać tymi pieniędzmi. Bruksela woli, żeby strumień finansowy szedł przez wyspecjalizowane organizacje pozarządowe, bo wtedy jest pewność, że trafią do naprawdę potrzebujących.
W Turcji przebywa ponad 3,5 miliona uchodźców, głównie z Syrii. UE sfinansowała im infrastrukturę, w tym nie tylko domy, ale też szkoły i ośrodki zdrowia. Obecnie wskaźnik skolaryzacji społeczności uchodźców jest podobny do tego dla ludności tureckiej. — Przy okazji mamy niezamierzone pozytywne efekty uboczne, jak aktywizacja zawodowa wielu kobiet syryjskich, które uczą w tych szkołach — mówi nam w nieoficjalnej rozmowie urzędnik Komisji zajmujący się realizowaniem umowy z Turcją. Według niego dla większości syryjskich rodzin sytuacja w Turcji jest stabilna: dzieci często nie znają innej rzeczywistości niż turecka, chodzą tam do szkoły, rodzice albo pracują, albo dostają pieniądze na utrzymanie od UE. — Nie będą ryzykować wszystkiego, żeby przedostać się do Europy z pomocą przemytników, jeśli nie mają pewności, co ich tam czeka — mówi nasz rozmówca. Ale gdy słyszą od rządu, że granice są otwarte, to traktują to jak zaproszenie.