Posługiwali się nim również moi asystenci, którzy redagowali na nim różne dokumenty, takie jak na przykład oświadczenia na temat toczących się śledztw dla prasy, czy zapisywali kierowane do mnie informacje. Pozwoliłem skorzystać z komputera również kilku znajomym, którzy chcieli sprawdzić e-mail. Nie sprawdzałem, co było w ich poczcie, bo nie mam zwyczaju czytać cudzej korespondencji. Podobnie udostępniłem laptop Patrycji Koteckiej. ABW zapewne odkryje też zdjęcia jej kotka i pieska.
Dlaczego pan udostępniał służbowy sprzęt osobom postronnym?
Laptop, który sprawdza obecnie ABW pod pretekstem badania obiegu informacji niejawnych, nie służył do przechowywania informacji tajnych. To maszyna, którą wypożyczyło ministerstwo szefowi resortu dokładnie na tej samej zasadzie, jak udostępnia mu papier i długopisy. Czy ktoś robiłby aferę, gdybym komuś użyczył długopisu?
Istnieje jednak podejrzenie, że na laptopie mogły być informacje, które chciał pan ukryć. Wymazał pan przecież dane, kiedy opuszczał pan ministerstwo.
Owszem. Były tam informacje nieprzeznaczone do oglądania przez osoby postronne. Nie były związane z moją działalnością jako ministra sprawiedliwości. Mogły tam być moje prywatne zdjęcia czy korespondencja, którą dostawałem drogą elektroniczną, czy też dokumenty związane z moją działalnością polityczną. Tak jak uważałem, że mój następca powinien zastać posprzątane biurko w gabinecie, na którym nie walają się moje notatki czy zdjęcia, tak samo uznałem, że powinienem posprzątać w służbowym komputerze.
Jak pan ocenia działania ABW w tej sprawie?