Karski znienawidził za to Kamińskiego. Nieustająco starał się go usunąć ze stanowiska szefa stołecznego PiS. – Zachowywał się, jakby miał obsesję na jego punkcie – opowiada warszawski polityk tej partii. To w tym okresie utarło się przekonanie, że Karski wciąż pod kimś ryje.
Publicznie związki z ZSP wyciągnął mu też były wiceprezes PiS Kazimierz Ujazdowski. Karski, ku zaskoczeniu działaczy PiS, został rzecznikiem dyscypliny partyjnej. Część jego kolegów uznała, że taką funkcję powinien pełnić ktoś cieszący się w partii szacunkiem. – A o Karolu nie można tego
powiedzieć, ludzie się go boją, ale go nie szanują – mówi poseł PiS.
Gdy Karski wszczął procedurę dyscyplinarną przeciwko wiceprezesom kontestującym politykę partii – Ujazdowskiemu, Pawłowi Zalewskiemu i Ludwikowi Dornowi – ten pierwszy nie krył swego oburzenia. – Skandalem jest, iż postępowanie dyscyplinarne prowadzi działacz „Ordynackiej” i były członek PRON – powiedział w radiu Ujazdowski.
– Do PRON wpisywano całe organizacje, nawet PTTK. Ich członków nikt nie pytał o zdanie – tłumaczył się Karski. Do PRON należało ZSP, a nie on. Kaczyńskiemu przeszłość Karskiego najwyraźniej nie przeszkadza. Zrobił go wiceszefem MSZ pod koniec rządów PiS. – Karol wychodził sobie tę posadę – mówią politycy PiS, choć Karski ma merytoryczne przygotowanie do pełnienia takiej funkcji, bo m.in. jest wykładowcą prawa międzynarodowego na Uniwersytecie Warszawskim. W klubie jednak komentowano ten awans tak: skoro Karski mógł zostać wiceministrem, to znaczy, że każdy może.
– Sądzę, że zaangażowanie Karola w ZSP było jego głównym atutem w oczach prezesa – śmieje się Piłka. – Kaczyński lubi mieć ludzi, którzy są w pełni dyspozycyjni, czyli takich, którzy są od niego zupełnie zależni, bo ma na nich jakiegoś haka i wie, że nie zbudują samodzielnej pozycji. Właśnie z tego wynika zaufanie prezesa do Karskiego.