W piątek „Dziennik” ujawnił, że Janusz Palikot pożyczał miliony od tajemniczych spółek zarejestrowanych w rajach podatkowych. Pierwsza reakcja władz PO była stanowcza. Szef Klubu Platformy Zbigniew Chlebowski oświadczył w piątek, że oskarżenia są poważne, a premier Donald Tusk zażądał wyjaśnień.
Palikot się bronił, zarzucając dziennikarzom pisanie nieprawdy, i zapowiedział sądowe pozwy przeciwko nim. W sobotę poseł przesłał wyjaśnienia do Kancelarii Premiera. A w blogu zapewnił, że opisane w artykule transakcje są legalne.
Tusk jego wyjaśnienia nazwał wiarygodnymi. – Domyślam się, że Palikot zalazł za skórę liderom PiS i w związku z tym włożyli dużo wysiłku, by go dopaść – komentował premier w sobotę. W niedzielę łagodniej wypowiadał się też Chlebowski. – Nie ma powodów, by zawiesić Palikota w PO – mówił w Radiu Zet.
Tomasz Dudziński (PiS) domaga się ujawnienia dokumentów przekazanych przez Palikota Tuskowi. Jego zdaniem premier może mieć wobec lubelskiego posła zobowiązania. – Palikot sfinansował promocję jego książki w 2005 r., funduje – jak donosiły media – drogie kolacje najważniejszym politykom PO, znana jest jego przyjaźń z marszałkiem Bronisławem Komorowskim. To może świadczyć, że wie znacznie więcej o PO, niż nam się wydaje – mówi poseł.
Co się o tym sądzi w PO? – Być może sprawą pożyczek kierownictwo chciało mu pogrozić palcem i pokazać jego miejsce w szeregu – mówi „Rz” jeden z posłów PO. Według PiS sprawą transakcji Palikota powinna się zająć ABW.