Potwierdził się scenariusz, o którym pisała „Rzeczpospolita" w ubiegłym tygodniu. Donald Tusk w aksamitny sposób przejął władzę w PO, po rezygnacji wiceprzewodniczących Ewy Kopacz i Bartłomieja Arłukowicza, a później na miejsce Borysa Budki został p.o. przewodniczącym partii. Opór młodych w trakcie Rady Krajowej się nie zmaterializował.
Tusk w roli szefa chce PO poprowadzić do zwycięskich wyborów z PiS. To jego cel numer jeden. – Taki emerytowany ratownik polskiej demokracji, że też użyję pewnej znanej figury, to byłoby dla mnie więcej niż szczęście – mówił Donald Tusk w trakcie konferencji prasowej w niedzielę. Były premier od poniedziałku rusza w Polskę, a pierwszym regionem będzie województwo zachodniopomorskie.
W PO – nie u wszystkich oczywiście – zapanowała radość bliska euforii dotycząca perspektyw partii. – Król wrócił – cieszy się jeden z jego entuzjastów. I dodaje, że Donald Tusk udzielił lekcji twardej polityki wszystkim, którzy sądzili, że jego czas w krajowej polityce już nigdy nie nadejdzie.
Donald Tusk przyznał w niedzielę, że od grudnia był w kontakcie zarówno z liderami PO – Borysem Budką i Rafałem Trzaskowskim – jak i z Szymonem Hołownią i Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem.
Tusk zapowiedział już, że nie interesują go rewolucje personalne w PO. Jak przyznał też, jest gotowy stanąć do wyborów wewnętrznych – jeśli Platforma będzie takich wyborów chciała. Zgodnie ze statutem wybory powszechne są możliwe najwcześniej w lutym 2021, najpóźniej – za 2,5 roku. Wcale nie jest przesądzone jednak, że w przyszłym roku się odbędą, bo w tej chwili PO w większości jest wprost zachwycona powrotem Tuska i niewykluczone, że nie będzie chciała żadnych wyborów. Zwłaszcza jeśli sondaże pójdą do góry. To pierwsza istotna sfera.