Okazano go również Jakubowi Wojewódzkiemu, ale on nie był do końca pewien czy to sprawca ataku na niego. Za ten czyn mężczyzna nie dostał jeszcze zarzutów.
Do incydentu w warszawskim biurze Platformy doszło we wtorek rano. 32-latek wszedł do lokalu przy ul. Wiejskiej w stolicy z ręcznym miotaczem gazu. Rozpylił gaz w kierunku twarzy recepcjonistki i zaczął uciekać. Na ulicy zatrzymała go ochrona i przekazała policji. Kobiecie udzielono pomocy medycznej na miejscu, a później przewieziono ją na obserwację do szpitala.
Dziś śródmiejska policja przedstawiła mężczyźnie dwa zarzuty - jeden z nich dotyczył narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężki uszczerbek na zdrowiu; drugi - kierowania gróźb karalnych. Prokuratura po przeprowadzeniu czynności z 32-latkiem zmodyfikowała jednak te zarzuty o jeszcze jeden, dotyczący stosowania gróźb.
- Podejrzany przyznał się tylko do rozpylenia gazu, a nie do gróźb. Swoje postępowanie tłumaczył ogólnie niechęcią do partii rządzącej i faktem, że nie podoba mu się sytuacja w kraju - powiedział rzecznik warszawskiej prokuratury okręgowej Przemysław Nowak.
Zdzisław Kuropatwa, szef śródmiejskiej prokuratury dodaje, że podejrzany powiedział, że "chciał zrobić krzywdę komuś z rządzącej partii". Padło na recepcjonistkę. Kobieta na szczęście nie odniosła poważanych obrażeń. Jeszcze we wtorek została wypisana do domu.